Budynek Sejmu znów świeci pustkami. Posłowie, którzy nie pojawiali się w nim przez trzy tygodnie stycznia, od ubiegłego piątku znów nie muszą tam przychodzić. Nie zbierają się nawet sejmowe komisje. Najbliższe posiedzenia odbędą się dopiero w przyszłym tygodniu, 19 lutego.

W styczniu mieliśmy dwudniowe posiedzenie na samym początku miesiąca - relacjonuje sprawowanie mandatu Dariusz Joński z SLD, który zasiada w Sejmie po raz pierwszy. Potem były prawie trzy tygodnie wolne od posiedzeń całego Sejmu i od zajęć w komisjach. A teraz znów mamy prawie dwa tygodnie bez Sejmu i bez posiedzeń komisji... - dodaje.

Ostatnie posiedzenia komisji odbyły się 7 lutego, kolejne zaplanowano dopiero na 19 lutego, w przeddzień posiedzenia całego Sejmu. Mimo że większość parlamentarzystów to posłowie zawodowi, zatem nie ma żadnych przeszkód, by bywali w Sejmie znacznie częściej, przewodniczący komisji z reguły zwołują ich posiedzenia w dni, kiedy zbiera się też cała izba. Efektem są obserwowane przez całą Polskę pustki na sejmowej sali i bieganina posłów między salą a odbywającymi się równocześnie w wielu miejscach posiedzeniami komisji.

Większość posłów należy do dwóch, niektórzy do trzech komisji zajmujących się różnymi sprawami. Jeśli ich posiedzenia odbywają się równolegle, posłowie nie mogą być w dwóch miejscach jednocześnie, więc praca w komisjach na tym cierpi. Co więcej, równocześnie trwa też posiedzenie całego Sejmu, w którym posłowie także powinni uczestniczyć.

Wszystko w rękach członków prezydium i Konwentu Seniorów

Przewodniczący sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej Andrzej Halicki tłumaczy, że przewodniczący zwołują posiedzenia komisji tak, by mogła w nich brać udział jak największa liczba posłów. Terminy związane z posiedzeniem całego Sejmu są do tego najlepsze, bo posłowie i tak przyjeżdżają wtedy do Warszawy.

Zdaniem Marka Sawickiego z PSL, sposobem organizowania pracy posłów powinno się zająć Prezydium Sejmu i Konwent Seniorów. Był taki okres, kiedy komisje spotykały się z reguły w tzw. tygodniach "bezsejmowych" i nikomu to nie przeszkadzało - mówi Sawicki. W posiedzeniach uczestniczyło wtedy więcej posłów i byli lepiej do tego przygotowani - dodaje.

Polityk podkreśla, że większość posłów to zawodowcy, którzy poza dyżurami w terenie mogliby być niemal na stałe w Sejmie. W końcu biorą za to pieniądze.

(MRod)