Paźdzerinik 2001

Miałoby to być swoiste małżeństwo z przymusu i z rozsądku. SLD wygral wprawdzie wybory parlamentarne w 2001 roku, ale do samodzielnoego objęcia rządów zabrakło mu kilku głosów.

SLD zawrł więc powtórny sojusz z PSL po tym, jak dostał „kosza” od Platformy Obywatelskiej. Liderzy Sojuszu pocieszali się, że inna jest sytuacja niż 8 lat temu, gdy zawarł pierwszą koalicję z PSL. Politycy SLD mówili także, że Stronnictwo bardzo zmieniło się, ucywilizowało, a poza tym miało w Sejmie pięć razy mniej głosów niż lewice. Będzie więc bardziej pokorne niż w 1993 roku – zapewniali posłowie SLD. Rok później miało się okazać, jak złudne były to rachuby.

DYGRESJA:

W SLD nie było problemu z zaakceptowaniem kolejnego związku z ludowcami, choć Leszek Miller przyznawał, że wielu członków Sojuszu źle wspominało poprzednią koalicję, niemniej jednak uznaliśmy, że niezależnie, kto jak jest obolały, nie może kierować się własnymi doświadczeniami – mówił Miller. Tłumaczył, że przeważyło dobro kraju, które w obecnej sytuacji potrzebuje większościowego i stabilnego rządu. Tymczasem obrady Rady Naczelnej ludowców pokazały, że już wtedy nie wszystkim podobała się koalicja z SLD. Spór był wyjątkowo zażarty i o cztery godziny przedłużył obrady PSL. To oznaczało, że SLD znów będzie miał kłopoty z porozumieniem się z koalicjantem...

W umowie umową koalicyjnej pojawiły się między innymi takie hasła jak zmniejszenie bezrobocia, ułatwienie dostępu do edukacji, wyrównanie szans i poprawa bezpieczeństwa obywateli. Jak koalicja zamierzała realizować te cele, tego niestety nie było wiadomo.

Umowa programowa była bardzo krótka, miała zaledwie pięć stron. Bardziej niż program działań rządu przypominała zbiór pobożnych życzeń. Jedyne konkrety, które znalazły się w dokumencie to takie, że deficyt budżetowy w przyszłym roku nie przekroczy 40 miliardów złotych, a wydatki nie mogą wzrosnąć ponad poziom inflacji.

Dziwna była także atmosfera przy podpisywaniu tej umowy. Liderzy ugrupowań koalicyjnych zbytnio nie wyrażali radości. Wyglądali tak jakby nieco boczyli się na siebie. Pytany o to Leszek Miller powiedział: Nie jesteśmy smutni, tylko jesteśmy poważni. Ale jeżeli państwo sobie życzą możemy być trochę frywolni. Tej obietnicy, znany przecież z nieco frywolnych wypowiedzi Miller jednak nie dotrzymał. Być może zastanawiał się jak spełnić te inne obietnice, trudniejsze dotyczące sytuacji kraju, które znalazły się w umowie koalicyjnej.

LISTOPAD

Pierwsze zgrzyty. Sprawa nowelizacji ustawy podatkowej pokazała po raz pierwszy, jak trudno koalicji będzie podejmować ważne decyzje. PSL, wchodzące w skład rządu, reprezentowane przez posła Dariusza Grabowskiego, ostro skrytykowało rządowe propozycje. W konsekwencji Grabowski został wyrzucony z klubu...

Nie wszyscy ludowcy byli też tego samego zdania w głosowaniu nad prezydenckim projektem nowelizacji ustawy lustracyjnej. Dyscyplinę w głosowaniu projektu złamało trzech ludowców. Jeden z nich - Janusz Piechociński - na znak protestu zrezygnował z prac w prezydium klubu.

Sytuacja na linii PSL-SLD wyraźnie martwiła premiera. Leszek Miller przypominał o nakazie lojalności: Nie można być jednocześnie w koalicji w rządzie i w opozycji w Sejmie – mówił szef rządu i lider SLD. Marek Borowski przypominał z kolei konflikty w koalicji AWS i zapewniał, że SLD tego nie powtórzy: Nie można jednocześnie iść do przodu i mieć głowę do tyłu, albo odwrotnie – powiedział polityk Sojuszu.

DYGRESJA:

Dzisiejsze wydarzenia pokazały, że na pewno zagrożona jest jedność PSL. Po raz kolejny potwierdza się fakt, że ten klub nie jest monolitem. Przeciwko koalicji z SLD-UP od początku opowiadało się wielu posłów Stronnictwa. Wielu też krytykuje politykę gospodarczą rządu. Najdobitniej wyraził to Dariusz Grabowski, który za to, że głośno powiedział to, co wielu myśli po cichu, został usunięty z klubu. Broni go jego kolega Bogdan Pęk: „Nic takiego się nie stało. Po prostu wyraził wątpliwości, które w PSL są powszechne” – uważa poseł Stronnictwa. Pęk wraz z dwoma innymi parlamentarzystami złamał dyscyplinę w głosowaniu nad prezydenckim projektem nowelizacji ustawy lustracyjnej. Wprowadzona dyscyplina, nakazująca poparcie prezydenckiego projektu, zdziwiła wszystkich, bo jeszcze wczoraj ludowcy krytykowali projekt. Na znak protestu przeciwko dyscyplinie wystąpił Janusz Piechowciński, który zrezygnował z prac w prezydium klubu.

Dyscyplina prawdopodobnie została wprowadzona po rozmowie premiera Leszka Millera z liderem PSL Jarosławem Kalinowskim. Zdenerwowany szef Stronnictwa przyznał, że rozmowa była bardzo twarda. Zaprzecza jednocześnie jakoby kruszyło się poparcie dla koalicji w jego partii: „Ta koalicja jest i ma się dobrze. Nie może być tak, że przedstawiciel klubu koalicyjnego będzie mówił wbrew tej koalicji. Tak, jak to miało miejsce wczoraj” – twierdzi Kalinowski.

LUTY

Huebner – Kalinowski czyli starcie na najwyższym szczeblu

Do pierwszego poważnego starcia na linii SLD – PSL doszło po wizycie lidera ludowców i wicepremiera Jaroslawa Kalinowskiego w Brukseli. Kalinowski ostrzegł tam Unię Europejską, że Polska zachowa cła na żywność, jeżeli wspólnota nie zmieni zdania w sprawie dopłat do polskiego rolnictwa. Wypowiedź wicepremiera skrytykowała minister, szefowa Komitetu Integracji Europejskiej Danuta Huebner, która uznała, że wypowiedzi Kalinowskiego, to jego prywatne zdanie, bo rząd nie zajął jeszcze stanowiska w tej sprawie. Wicepremier nie pozostał dłużny i skrytykował panią minister. Z tego starcia zwycięsko wyszedł szef PSL-u: Premier Miller nie ma żadnych zastrzeżeń do moich wypowiedzi i moich argumentów, które przedkładałem w Brukseli".

Jarosław Kalinowski okazał się jednak wielkoduszny, wybaczył ten błąd pani minister i zapowiedział, że nie będzie domagał się jej dymisji.

Pod koniec miesiąca doszło do naglego zblizenia stanowisk obu stron. Koalicja rządowa porozumiała się w sprawie zakupu ziemi przez cudzoziemców po naszym wejściu do Unii Europejskiej - informował truimfalnie premier Leszek Miller po spotkaniu z Gunterem Verheugenem, unijnym komisarzem do spraw rozszerzenia Wspólnoty. Jak się później okazało, radość była przedwczesna...

MARZEC

W marcu sprawa ziemi jednak podzieliła koalicję. SLD nie mogło się dogadać z ludowcami w sprawie ustawy o obrocie gruntami przygotowanym przez Ministerstwo Rolnictwa. Ustawa o obrocie gruntami miała zapobiec spekulacji ziemią po wejściu Polski do UE. Od jej przyjęcia PSL uzależniał zaakceptowanie stanowiska negocjacyjnego w sprawie zakupu ziemi przez cudzoziemców. Ostatecznie jednak Jarosław Kalinowski uległ naciskom premiera Leszka Millera i unijnego komisarza do spraw poszerzenia Guentera Verheugena.

Ludowcy proponowali np., aby ograniczyć powierzchnię gospodarstw rolnych w Polsce (do 300 ha). Według Zbigniewa Kuźmiuka , szefa sejmowego klubu PSL, może to uderzyć w interesy niektórych parlamentarzystów Sojuszu. Spodziewam się protestów ze strony posłów SLD – mówił nam wtedy polityk PSL. Premier ripostował: Nie sądzę, by ustawa w kogokolwiek uderzyła, a zwłaszcza w środowisko SLD – twierdzi Miller. W samym PSL powstały aż trzy różne projekty ustawy o obrocie ziemią.

KWIECIEŃ

Skrajne opinie towarzyszą ostatecznej propozycji Komisji Europejskiej dotyczącej dopłat bezpośrednich. Bez paniki - mówi rząd. To zdrada - odpowiadają politycy PSL oraz rolnicy. Komisja chce, by polscy rolnicy dostawali dopłaty w wysokości 25 procent tego, co otrzymują z brukselskiej kasy farmerzy krajów Piętnastki. Na pełną sumę Polacy mogliby liczyć w 2012 albo 2013 roku. - tak pisaliśmy w drugiej połowie kwietnia o unijnych propozycjach dla rolników. W listopadzie miało się okazać, że był prawdziwy „cassus belli” dla PSL.

DYGRESJA:

Politycy SLD, którzy negocjują członkostwo Polski w UE, odnieśli się do tych ustaleń raczej ostrożnie. Minister spraw zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz powiedział, że jest jeszcze nadzieja, ponieważ nie jest to zdanie całej Unii a tylko Komisji Europejskiej.

Jako bardzo złe ocenił je Bogdan Pęk z PSL. Uznał, że zgoda na te warunki to zdrada polskich interesów. Pęk uważał wtedy, że z całą pewnością jest jeszcze szansa na wynegocjowanie lepszych warunków.

Jacek Soska, prezes Wiejskiego Centrum Integracji Europejskiej mówił: Pytam premiera Leszka Millera kto będzie reprezentował interesy polskiego rolnictwa w negocjacjach. Pani Huebner, czy trzech członków do konwentu nie mają pojęcia o polskim rolnictwie i nawet chyba nie przeczytali rozdziału siódmego, a mianowicie „rolnictwa.

WRZESIEŃ

Spór o handel artykułami rolnymi z Węgrami doprowadził do wrzenia rządzącą koalicję. Niektórzy ludowcy już wtedy zastanawiali się nad wyjściem z koalicji. Całe zamieszanie zaczęło się, kiedy wyszło na jaw, że Polska w październiku miała znieść cła m.in. na węgierski drób i wieprzowinę, Węgry zaś na importowane z naszego kraju słodycze.

Planowane zmiany w handlu z Węgrami oburzyły wicepremiera i szefa PSL Jarosława Kalinowskiego. Według niego takie zabiegi to gwóźdź do trumny upadającego rolnictwa. Odmienny pogląd głosi natomiast minister gospodarki, Jacek Piechota. Zapewnia, że Polska na całej operacji zyska, a nie straci.

Leszek Miller stwierdził, że PSL histeryzuje. Opozycja uważała zaś, że w takiej sytuacji któryś z ministrów - gospodarki albo rolnictwa - powinien podać się do dymisji. Ostatecznie Miller karami za rządowe waśnie obdzielił po równo. Upomnienie dostał zarówno Kalinowski, jak i krytykowany przez niego minister gospodarki Jacek Piechota.

Całe zamieszanie należy odczytywać jako jeden z elementów przedwyborczej gry. Wystarczyło spojrzeć na sondaże, by przekonać się, że wyborcy sprzyjają ludowcom, gdy ci wykłócają o dolę chłopa lub unijne dopłaty albo grożą, że nie oddadzą polskiej ziemi Niemcom. A przecież wybory do samorządu były tuż tuż.

DYGRESJA

W handlu z Węgrami obowiązywało coś na kształt kontyngentu z kilkunastoprocentowym cłem. Polski rząd mógł je podnieść, jeśli kontyngent zostałby przekroczony. Kontyngenty wykorzystywane były w niewielkim stopniu. Dlatego też we wrześniu ustalono, że zostaną zniesione.

Dzięki takiej decyzji znad Dunaju do Polski byłoby można sprowadzać pszenicę czy koncentrat pomidorowy obłożony niższym cłem i bez ograniczeń. Jak twierdził wiceminister gospodarki Marek Wejtko, takie ustalenie polskim rolnikom mogło zagrozić jedynie teoretycznie: Chyba nie wierzymy, że przez ostatnie 8 miesięcy Węgrzy specjalnie nie wysyłali do nas zboża i teraz raptem rzucą się i wyślą olbrzymie ilości?

W taką możliwość nie wierzył resort gospodarki i wskazuje praktyczne efekty porozumienia. W zamian Węgrzy odwdzięczą się zmniejszeniem cła na nasze słodycze, które nad Dunajem cieszą się wielką popularnością. Krówki czy Delicje mogą się teraz stać chodliwym towarem eksportowym.

Leszek Miller już na początku kierowania rządem otwarcie przyznawał, że jedynym powodem, który mógłby doprowadzić do rozpadu rządowej koalicji, a więc powstania gabinetu mniejszościowego, byłby brak porozumienia w sprawie negocjacji z UE. Dziś okazuje się, że w tym jednym trzeba mu przyznać rację...

Polacy źle oceniają rząd Millera

Coraz więcej Polaków źle ocenia rząd Leszka Millera - wynika z najnowszego sondażu OBOP-u. Źle o jego pracy wypowiedziało się 66 procent ankietowanych, dobrze 26, a 8 proc. nie miało w tej sprawie zdania.

W porównaniu z poprzednimi badaniami opinii odsetek krytykujących działanie rządu wzrósł o dwa procent. O tyle samo spadło poparcie dla samego premiera.

Według sondażu OBOP-u 51 proc. Polaków jest zdania, że premier Leszek Miller nie wypełnia dobrze obowiązków szefa rządu. Pozytywnie o jego pracy wypowiada się 35 procent respondentów.

Nadal bardzo wysoko Polacy oceniają pracę prezydenta - 81 proc.

ankietowanych jest zdania, że Aleksander Kwaśniewski dobrze wypełnia swoje obowiązki.

Rok rządu Millera – czas na ocenę

Minął rok - czas na cenzurki. Ekipa Leszka Millera oceniła dziś pierwszy rok swego działania. Z ostatnich sondaży wynika, że 3/4 wyborców nie jest zadowolone z poczynań lewicowo - ludowego gabinetu. Niestety rządu nie było stać na poważną samokrytykę. Za porażkę premier uznał jedynie brak możliwości porozumienia z Radą Polityki Pieniężnej i Narodowym Bankiem Polskim. Poza tym podkreślał głównie plusy swojej działalności.

Nie jest zapewne tak dobrze, jak rząd mówi o sobie, ale na pewno nie jest tak źle jak o rządzie mówi opozycja - ocenił uczestniczący w dzisiejszym rocznicowym posiedzeniu gabinetu prezydent Aleksander Kwaśniewski. Jak wiadomo, opozycyjna Platforma Obywatelska mówi o „roku niespełnionych obietnic”, podkreślając, że determinację rządu widać jedynie w zwiększaniu - hamujących rozwój gospodarczy - obciążeń podatkowych.

Oceny krytyczne dominują też w wielu prasowych podsumowaniach pierwszego roku rządu Millera. Najniższe cenzurki zbierają resort edukacji i służba zdrowia. Źle oceniana jest działalność ministra zdrowia Mariusza Łapińskiego, a szczególnie decyzja o likwidacji kas chorych na rzecz centralnego finansowania opieki zdrowotnej. Wątpliwości budzą też takie pomysły gabinetu Millera jak abolicja podatkowa, nowelizacja ustawy o mediach czy drogowe winiety.

Najlepsze cenzurki dostaje sposób, w jaki gabinet Millera prowadzi negocjacje z Brukselą. Jak wiadomo Polska znalazła się ostatecznie w grupie krajów, które mają szanse już za dwa lata stać się członkiem Unii Europejskiej.

Większość Polaków (76 proc.) jest zdania, że rząd Leszka Millera nie wywiązuje się z obietnic wyborczych, a ponad połowa (59 proc.) ocenia, że jest gorszy, niż się spodziewali. Pod koniec pierwszego roku pracy rządu jesteśmy przekonani (71 proc.), że nie zrobił on wszystkiego, by w kraju było lepiej. Nie zrobił też nic (81 proc.), żeby lepiej było nam samym. Tylko 14 proc. badanych osób uważa, że ekipa Millera spełniła wyborcze obietnice i zrobiła wszystko (11 proc.), żeby było nam lepiej.

Sympatię i przychylność dla obecnej Rady Ministrów najczęściej wyrażają ludzie o lewicowych poglądach i zwolennicy SLD. Nieprzychylni mają orientację prawicową. Gorzej oceniają rząd ci, którym się źle powodzi.

40 proc. Polaków uważa, że pierwszy rok pracy rządu nie był dobry dla Polski, trochę więcej (41 proc.) jest zdania, że był on "taki sobie". O tym, że był dobry, przekonanych jest 12 proc. B. K.

Listopad

Do kolejnego ostrego spięcia koalicjantów doszło w listopadzie. W sejmiku województwa mazowieckiego zawiązała się koalicja ludowców z PiS-em i LPR-em, popierana nieformalnie przez PO. Marszałkiem sejmiku został ludowiec, Adam Struzik.

PSL tłumaczyło to posunięcie postawą Sojuszu, który w kilku województwach rządzi z Samoobroną – największym wrogiem ludowców. Politycy SLD w takie tłumaczenia nie jednak nie wierzyli. Włodzimierz Nieporęt z trudem ukrywał żal do PSL-u: Niektórzy mi powiedzieli, że taka jest polityka i może taka jest.

Nieporęt miał być marszałkiem woj. mazowieckiego, ale nim nie został.

Grudzień

Kłopoty wewnętrzne przeżywał sam PSL. Mówiło się nawet o rozłamie wewnątrz partii. Powody: kiepski wynik w wyborach samorządowych, stosunek do UE - część ludowców przeciwnych jest Unii. Nikt już nie wierzy, że uda się wynegocjować lepsze warunki finansowe dla rolnictwa niż te proponowane dotychczas, a za negocjacje w dużej mierze odpowiadał przecież Jarosław Kalinowski.