Akt oskarżenia wobec Emila Wąsacza wraca do prokuratury. To prawomocna decyzja warszawskiego sądu w sprawie byłego ministra skarbu w rządzie AWS. Gdańska prokuratura oskarżyła go o nieprawidłowości przy prywatyzacji PZU w 1999 roku. Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał, że 700 tomów akt przygotowanych przez śledczych ma rażące braki.
Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzymał decyzję Sądu Okręgowego w Warszawie z grudnia 2011 r. o odesłaniu aktu oskarżenia prokuraturze. Oddalił zażalenie Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku na to postanowienie.
Śledczy zarzucają Wąsaczowi nieprawidłowości przy prywatyzacji PZU w 1999 roku. Troje sędziów SA uznało jednak, że materiał przygotowany przez prokuraturę w 700 tomach akt ma "rażące braki". SA wymienił m.in. nieprzetłumaczenie na jęz. polski 11,7 tys. stron akt, brak poświadczeń za zgodność kilkuset dokumentów, brak analizy 1800 stron billingów. Sędzia SA Jerzy Leder mówił, że część dołączonych akt może być "śmieciami" i prokuratura winna ograniczyć materiał do 20-30 tomów - by nie uniemożliwiać oskarżonemu obrony.
Sąd Apelacyjny nie ustosunkował się do tego, czy Wąsacz może być jednocześnie sądzony przed sądem powszechnym i przed Trybunałem Stanu za ten sam zarzut. Zdaniem Sądu Okręgowego, sąd powszechny nie powinien zajmować się sprawą, skoro Sejm zdecydował o pociągnięciu byłego ministra do odpowiedzialności konstytucyjnej. Prokuratura replikowała, że uchwała Sejmu przewiduje wyłącznie pociągnięcie Wąsacza do odpowiedzialności konstytucyjnej.
W połowie lutego Sejm ma powołać posła PO Jerzego Kozdronia na oskarżyciela sejmowego w sprawie Wąsacza. Były minister jest oskarżony przed TS o nieprawidłowości przy prywatyzacji PZU, TP SA i Domów Towarowych "Centrum". Możliwe, że wtedy ruszy długo odwlekany proces Wąsacza przed TS. Wąsacz w obu sprawach nie przyznaje się do winy i mówi o ich politycznym tle.