Do 22 lutego został odroczony proces Czesława Kiszczaka. Były szef MSW, oskarżony o przyczynienie się do śmierci dziewięciu górników z kopalni "Wujek" w grudniu 1981 r., nie przyznaje się do winy. Generał złożył dziś obszerne wyjaśnienia.

Oskarżenia nadal nie rozumiem; prawa nie naruszyłem - powiedział Kiszczak przed Sądem Okręgowym w Warszawie, gdzie zaczął się jego ponowny, czwarty już, proces. Dodał, że nie wydał rozkazu otwarcia ognia do górników. Ponownie złożył wyrazy ubolewania rodzinom poległych.

Według aktu oskarżenia, Kiszczak sprowadził "powszechne niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia ludzi", wysyłając 13 grudnia 1981 r. tajny szyfrogram do jednostek milicji, mających m.in. pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu tego dnia przez władze PRL stanu wojennego. Zdaniem prokuratury Kiszczak bez podstawy prawnej przekazywał w nim dowódcom poszczególnych oddziałów MO, swoje uprawnienia do wydania rozkazu o użyciu broni. Miało to być - według prokuratury - podstawą działań milicjantów, którzy 15 i 16 grudnia 1981 r. strzelali w kopalni "Manifest Lipcowy" i w "Wujku". Kiszczak twierdzi, że jest niewinny. Grozi mu od 2 do 10 lat więzienia.

Według wcześniejszych zaleceń lekarzy 84-letni oskarżony może brać udział w rozprawie nie dłużej niż dwie godziny dziennie i powinien zeznawać na siedząco.