Prezydent, minister spraw zagranicznych, minister obrony i szef BBN znajdą się na pokładzie samolotu lecącego do Portugalii. To oni stoją czele polskiej delegacji na jutrzejszy szczyt NATO w Lizbonie. Tak zatem w jednej maszynie siądą obok siebie najważniejsze osoby odpowiadające za polską politykę zagraniczną i obronną.

I choć na pierwszy rzut oka mogą pojawiać wątpliwości, jak decyzja o wspólnym locie VIP-ów ma się do wytycznych tworzonych przez Biuro Bezpieczeństwa Narodowego po katastrofie smoleńskiej, to okazuje się, że wszystko jest zgodne z nowymi procedurami.

W jednym samolocie nie może bowiem podróżować prezydent z premierem, prezydent z marszałkami Sejmu i Senatu.

Kolejne zalecenie brzmi, że na pokładzie jednej maszyny nie może lecieć premier z wicepremierem, a także inni najważniejsi urzędnicy państwowi, ze swymi zastępcami, jak również nie może się jednocześnie znaleźć więcej niż połowa dowódców wojskowych i szefów służb.

Te procedury to proteza - ocenia były wiceszef BBN Roman Polko. Powinniśmy się przede wszystkim skupić na tym, aby zapewnić odpowiednią flotę powietrzną do transportu ludzi, którzy odpowiadają za kierowanie państwem. No i kierować się zdrowym rozsądkiem - dodaje.

Według Polki, procedury są potrzebne, ale brak floty VIP-owskiej i pieniędzy może powodować, że będą problemy z ich przestrzeganiem.

Podczas szczytu w Lizbonie prezydent USA Barack Obama i przywódcy 27 pozostałych krajów NATO podpiszą plan stopniowego przekazywania we wszystkich 34 prowincjach Afganistanu odpowiedzialności za bezpieczeństwo afgańskiemu wojsku i policji.