Mieszkańcy kamienicy, która spłonęła w sobotę w Poznaniu, tracą cierpliwość. Domagają się pomocy od władz miasta. Budynek był prywatny, ale pogorzelcy podejrzewają, że właściciele nie poradzą sobie finansowo z zapewnieniem im lokali zastępczych.

Cały życie w misce się myłam. Łazienkę zrobiłam i teraz nie mam nic - mówi rozgoryczona kobieta. Ile można mieszkać kątem u rodzin, u znajomych, na działkach? - pyta druga. Jesteśmy poznaniakami. Płacimy podatki i naszą sytuacją powinno zająć się miasto - zaznacza młody mężczyzna.

Władze Poznania nie mają lokali zastępczych dla wszystkich pogorzelców. Mimo to Aleksandra Konieczna z poznańskiego magistratu obiecuje pomoc. Będziemy państwu proponować pobyt - prawdopodobnie - w hotelach na czas, dopóki właścicielka, której również pomożemy, nie dostarczy lokali zamiennych na czas remontu - podkreśla.

Osoby poszkodowane w pożarze kamienicy zaznaczają, że jeżeli te obietnice nie zostaną dotrzymane, będą okupować sekretariat prezydenta Poznania.

Pożar wybuchł w sobotę po południu. Zapalił się strych i poddasze czteropiętrowej kamienicy. W akcji gaśniczej brało udział 16 zastępów straży pożarnej. Straty oszacowano wstępnie na milion złotych. Przyczyną pożaru było prawdopodobnie zaprószenie ognia przez jednego z lokatorów.