Krakowski urząd miejski wciąż oczekuje na wynik prokuratorskiego śledztwa ws. przyczyn potężnego pożaru, który rok temu wybuchł w archiwum. Śledczy oczekują z kolei na kluczową opinię biegłych, która pomoże wyjaśnić, jak doszło do zdarzenia.

Rzecznik krakowskiej prokuratury okręgowej podkreślił w poniedziałek, że opinia biegłych zawierać będzie "rozstrzygnięcia z różnych dziedzin". Ma ona dać ewentualną podstawę do podejmowania decyzji odnośnie dalszego postępowania.

A w szczególności ustalenia, gdzie i w jaki sposób pożar powstał; czy ktoś się do niego przyczynił, i w czy w związku z tym będzie można ewentualnie przedstawić komuś zarzuty, czy też nie - powiedział PAP prok. Janusz Hnatko. Ta opina jest kluczowa - dodał.

Wskazał również, że po jej uzyskaniu okaże się, czy jest ona wystarczająca i czy będą podstawy do prowadzenia innych działań; te kwestie staną się przedmiotem analizy.

W niedzielę minął rok od potężnego pożaru w archiwum miejskim przy ul. Na Załęczu. Akcja gaśnicza trwała kilka dni. Jak przypomina miasto, w działania zaangażowanych było 38 jednostek, a z żywiołem walczyło w sumie 689 strażaków.

Urząd wciąż oczekuje na wyniki prowadzonego przez prokuraturę śledztwa. Miasto, jak przypomniało w poniedziałek na swojej stronie, występuje w postępowaniu w charakterze poszkodowanego i współpracuje z organami ścigania. Do dziś Urząd Miasta Krakowa nie otrzymał z prokuratury żadnej informacji, która odnosiłaby się do przyczyn czy też samego przebiegu pożaru - czytamy w zamieszczonej informacji.

Tysiące dokumentów

W archiwum było ok. 20 tysięcy metrów bieżących dokumentów; trafiały do niego te dotyczących spraw już zamkniętych, prawomocnie zakończonych.

Przechowywane były tam dokumenty, które powstały w urzędzie miasta i podległych mu jednostkach w ciągu ostatnich kilkunastu czy kilkudziesięciu lat, m.in.: akta osobowe byłych pracowników magistratu, dawne druki meldunkowe oraz dokumenty z 40 komórek organizacyjnych urzędu i 72 już zlikwidowanych miejskich jednostek. Ok. 5 200 metrów bieżących akt należało do kategorii "A" czyli wieczystego przechowywania, pozostałe do kategorii "B", czyli dokumentów, które zgodnie z przepisami są po pewnym czasie niszczone, z czego 10 proc. powinno ulec zniszczeniu dopiero po 50 latach.

Jak zapewnił urząd, dzięki elektronicznemu spisowi tematów, które były w archiwum, możliwe jest częściowe odtworzenie rejestrów prowadzonych spraw, zwłaszcza tych nowszych. Problemem może być odzyskanie tych starszych, które nie zostały skopiowane ani zdigitalizowane; część kopii jest jednak z zasobach innych instytucji.

Pod koniec marca ubiegłego roku urząd uzyskał ekspertyzę techniczną, dotyczącą sposobów zabezpieczenia i usuwania skutków katastrofy budowlanej wywołanej pożarem. W połowie kwietnia rozpoczęły się prace rozbiórkowe elementów konstrukcyjnych najbardziej uszkodzonej hali.

W tym czasie ruszyła też akcja wydobywania dokumentów. W trakcie akcji ratowniczej wydobyto i zabezpieczono około 877 metrów akt. Z tego około 800 metrów dokumentów zostało zamrożonych, natomiast 77 metrów poddano procesowi suszenia, a dezynfekcję zlecono Bibliotece Jagiellońskiej - przekazał urząd. Akta ratowano za pomocą procesów zabezpieczających, wysyłając dokumenty na toruński uniwersytet im. Kopernika i do firmy Belfor.

Miasto zapewnia, że podejmuje działania, aby odbudować zniszczone hale. Niezbędna jest tu jednak analiza prokuratury w zakresie przyczyn zaistniałego pożaru, zarówno jeśli chodzi o system przeciwpożarowy, jak i samą konstrukcję poszczególnych obiektów budowlanych - wskazało.