Konieczność wypłaty 600 milionów złotych odszkodowania może grozić Polsce, jeśli inwestor słynnego wieżowca Libeskinda w Warszawie poskarży się do międzynarodowego trybunału. Firma poinformowała już o takim zamiarze Kancelarię Premiera. Deweloper uważa, że został poszkodowany przez polski system prawny. Gdyby arbitraż przyznał mu rację, za błędy urzędników zapłacimy my wszyscy.

Wieżowiec przy ulicy Złotej 44 jako przeszklony żagiel to niepowtarzalny widok - niestety tylko na makiecie. W rzeczywistości to siedemnastopiętrowy betonowy szkielet. Budowę wstrzymał kryzys i skarga mieszkańców sąsiedniego bloku. Nie domagali się oni jednak zadośćuczynienia za zmniejszenie dopływu światła - dopatrzyli się urzędniczych błędów podczas wydawania decyzji. A sąd uznał, że podwładni wojewody zbyt szybko zaakceptowali analizę geologiczną, bo w rzeczywistości otrzymali samą okładkę dokumentu, którego nie włożyli do środka urzędnicy miejscy. To wystarczyło, by wstrzymać jeden z ambitniejszych projektów w Warszawie.

Rzecz jasna, urzędnicy nie poniosą odpowiedzialności, bo przepisy na to nie pozwalają.

Niewydolność polskiego systemu prawnego i przewlekłość procedur zniweczyła tak naprawdę inwestycję Złota 44 - mówi reporterowi RMF FM Alicja Kościesza, przedstawiciel dewelopera.

Jeśli wojewoda, do którego sprawa wróciła, zgodzi się na kontynuowanie budowy, robotnicy pojawią się przy Złotej za kilka miesięcy. Niestety nową decyzję także będzie można zaskarżyć.