Jedną z bomb, które PiS chce spuścić jesienią na rząd, szykuje Przemysław Wipler. Przedstawi on raport o rozroście biurokracji, który przygotowali dla niego... obecni ministrowie - informuje "Gazeta Wyborcza".

Interpelację z zapytaniem o zmianę stanu zatrudnienia od 2008 do 2012 roku Wipler wysłał do ministerstw pod koniec kwietnia. Odpowiedzi dostał tuż przed wakacjami.

Jak się okazuje, w rządzie Donalda Tuska zatrudnienie w większości resortów znacznie wzrosło. W MSWiA i podległych mu jednostkach - o prawie 1,6 tys. osób, w resorcie pracy i Ochotniczych Hufcach Pracy - o ok. 3 tys. osób (czyli się podwoiło), w Głównej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad - o prawie 800 osób, w ministerstwie rolnictwa - o 140, w podległych mu gospodarstwach pomocniczych - o 400 osób, w MSZ - o 200 osób.

Poszczególne resorty tłumaczą, że nowe etaty były konieczne, bo ministerstwom przybyło zadań związanych z programami unijnymi. Z kolei Ministerstwo Pracy wyjaśnia, że tak znaczący przyrost w OHP to konsekwencja nowego obowiązku wpisania pracowników młodocianych.

Kiepskie statystyki można wytknąć nawet premierowi. W 2008 roku zatrudniał on 14 asystentów. Dziś w codziennej pracy wspiera go aż 21 osób.