Przed godz. 9 w Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad zaczęło się pilne spotkanie w sprawie najważniejszej autostrady na Euro 2012, czyli A2 między Łodzią a Warszawą. Droga może nie powstać na czas, a więc do maja przyszłego roku. Według "Gazety Wyborczej", polscy podwykonawcy chińskiej firmy budującej dwa z pięciu odcinków trasy zeszli wczoraj z placu budowy. Skarżą się, że nie dostają pieniędzy na czas.

Wiceminister infrastruktury Radosław Stępień twierdzi, że nie wyobraża sobie, żeby ta najważniejsza w tej chwili w Polsce autostrada nie powstała na czas. Niestety, podobne deklaracje słyszeliśmy już w przypadku innych kontraktów, które później zostały zerwane.

Na razie trwa pilnie zwołane spotkanie, później wiceminister chce pojechać na plac budowy. Rozmawiał też z szefem chińskiego konsorcjum. Uzyskaliśmy wczoraj informację, że firma Covec niezwłocznie pokryje swoje zobowiązania - mówi Stępień.

To podczas negocjacji tego właśnie kontraktu los Cezarego Grabarczyka zawisł na włosku, premier Tusk postawił wtedy przed ministrem dwutygodniowe ultimatum. Przed Euro 2012 ten odcinek A2 musi powstać. Problem polega na tym, że z powodu kłopotów finansowych chińskiej firmy szanse na to na razie maleją.

Powody finansowych kłopotów chińskiego giganta

Chińczycy tym kontraktem chcieli wejść na europejski rynek. Ale na razie nie wygląda to na wejście smoka. Zaproponowali prawie dumpingową cenę, o połowę niższą od wyceny drogowców. Swoje 2 odcinki budują za 26 mln zł za kilometr, a dwie pozostałe firmy za 36 mln zł i prawie 50 mln zł.

Z nieoficjalnych informacji reportera RMF FM wynika, że Chińczycy otrzymują pieniądze od GDDKiA na czas. Na początek wypłacili podwykonawcom w zaliczkach za duże sumy, a później najprawdopodobniej Polacy wykorzystując presję czasu, podnieśli ceny za niektóre materiały oraz usługi i Chińczykom skończyły się po prostu pieniądze.