Pielęgniarz z częstochowskiego pogotowia ratunkowego został zatrzymany pod zarzutem usiłowania gwałtu na koleżance z pracy. Chodzi o Witolda N., który zdaniem związkowców miał molestować pracownice pogotowia i nieprzytomne pacjentki. W prokuraturze trwa przesłuchanie podejrzanego. Mężczyźnie może grozić od 2 do 12 lat więzienia.

Prokurator przedstawił mężczyźnie zarzut usiłowania doprowadzenia przemocą do obcowania płciowego jednej z pracownic pogotowia ratunkowego - powiedział Tomasz Ozimek z prowadzącej śledztwo Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.

Sama pokrzywdzona - która pracowała w pogotowiu jako ratownik medyczny - powiedziała prokuratorom, że padła ofiarą przemocy seksualnej pod koniec ubiegłego roku w stacji pogotowia.

W poniedziałek kobieta została przesłuchana w prokuraturze, złożyła też wniosek o przeprowadzenie w tej sprawie postępowania karnego. To umożliwiło zatrzymanie pielęgniarza i przedstawienie mu zarzutu - takie przestępstwo jest ścigane na wniosek osoby pokrzywdzonej.

Zanim do prokuratury trafił wniosek o ściganie Witolda N., o przypadkach molestowania w częstochowskim pogotowiu poinformowały media, powołując się na informacje od związkowców. Pielęgniarz miał się przyznać do czynu, gdy ratowniczka powiadomiła dyrekcję. Mężczyzna został przeniesiony do innej stacji pogotowia.

Po doniesieniu związkowców prokuratura prowadzi też inny wątek śledztwa, w sprawie niepowiadomienia przez dyrektora pogotowia organów ścigania o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Zdaniem związkowców, szef placówki - wiedząc że pielęgniarz molestował koleżankę - miał obowiązek o tym donieść policji lub prokuraturze.

Według doniesień prasowych, pierwsze sygnały dotyczące seksualnych nadużyć pielęgniarza z częstochowskiego pogotowia pojawiły się już 7-8 lat temu. Zdaniem związkowców, ten sam pielęgniarz molestował nie tylko inne kobiety zatrudnione w pogotowiu, ale także nieprzytomne lub półprzytomne pacjentki wożone w karetkach.