Rzecznik stowarzyszenia Marsz Niepodległości Damian Kita uważa, że na zamieszki podczas Marszu Niepodległości złożyła się prowokacyjna postawa policji oraz działania zamaskowanych aktywistów tzw. Antify. Wiceprezes stowarzyszenia Witold Tumanowicz powiedział, że potępia wszelkie akty wandalizmu.

Ulicami Warszawy przeszedł Marsz Niepodległości. Mimo że zapowiadano, iż będzie miał charakter zmotoryzowany, przyszło wielu pieszych uczestników. Policja informowała, że na rondzie de Gaulle'a w stronę policjantów poleciały kamienie i race. 

Policja poinformowała też, że w pobliżu Stadionu Narodowego, w którym działa szpital tymczasowy dla chorych na Covid-19, "funkcjonariusze musieli działać zdecydowanie, aby udrażniać blokowane przez chuliganów drogi przejazdu dla karetek pogotowia i aut zaopatrzenia wiozących respiratory".

Jak informował dziennikarz RMF FM Paweł Balinowski na błoniach Stadionu Narodowego nastąpiła kumulacja chuligańskiej agresji - w powietrzu latały kamienie i butelki, policja odpowiadała granatami hukowymi. 

Starcia wybuchły też na pobliskiej stacji kolejowej - to wyglądało bardzo niebezpiecznie, bo uczestnicy marszu biegali po torach, rzucali kamieniami z nasypu w policję i uciekali przed nadjeżdżającymi pociągami - relacjonował Paweł Balinowski. Te walki trwały mniej więcej godzinę, podczas której cały czas ściągani byli kolejni policjanci, aż sytuację udało się wreszcie opanować. 

Kmita: Policja przyjęła prowokacyjną postawę

Do zamieszek na ulicach Warszawy w czasie Marszu m.in. na rondzie De Gaulle'a, odniósł się w rozmowie z PAP rzecznik Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Damian Kita. Uważamy, że nałożyło się kilka spraw. Po pierwsze - z naszej perspektywy - policja przyjęła prowokacyjną postawę. Z drugiej strony widzieliśmy zamaskowanych aktywistów tzw. Antify, którzy wybiegali z tłumu - powiedział. Jak dodał, "te zachowania pociągnęły niestety też i innych uczestników, którzy się włączyli się do tego incydentu".

Jeśli chodzi o pożar mieszkania (przy Alei 3 Maja - przyp. red.) to my, mówię tu o sobie, o prezesie stowarzyszeniu Marszu Niepodległości Robercie Bąkiewiczu, byliśmy w tym momencie na tamtym odcinku mostu i widzieliśmy rzucających race w kierunku balkonów. Widzieliśmy też, że dwa balkony obok stała ustawiona kamera, a operator też był ubrany na czarno, więc też jesteśmy przekonani, że to była prowokacja w wywołanie jakichś napięć, także ideologicznych - ocenił Kita.

Bąkiewicz też zarzuca policji prowokację

Prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Robert Bąkiewicz napisał na Twitterze po godz. 16.30, że Marsz się kończy; podziękował też wszystkim jego uczestnikom. Jak podkreślił organizatorzy marszu "odcinają się od wszystkich prowokacji, w tym ze strony policji". Wcześniej pisał: "Jestem na błoniach Stadionu Narodowego. Policja prowokuje i dąży do celowej konfrontacji. Takiej reakcji nie widzieliśmy w czasie marszów feministek".

Według Bąkiewicza to policja prowokowała do konfrontacji z kibicami. My się odcinamy od prowokacji. Ewidentnie - w naszej ocenie - policja dążyła do tego, żeby takie zajścia miały miejsce - stwierdził Bąkiewicz w rozmowie z PAP. Jak dodał, "policja wchodziła w tłum, używa środków przymusu bezpośredniego, zaczyna gwałtownie ludzi legitymować, biegać za ludźmi i potem wprowadzać oddziały zwarte do działania".

"Palące się mieszkanie było najprawdopodobniej pustostanem, nad którym wisiały emblematy ze strajku kobiet. Na Stadionie Narodowym na własne oczy widziałem, jak policja prowokowała do konfrontacji z kibicami. (...) Antifa przez trzy tygodnie była uprzywilejowana. Dzisiaj polscy patrioci niestety byli gazowani i pałowani przez policję" - napisał na Twitterze Robert Bąkiewicz. 

Podczas przemarszu, doszło do pożaru mieszkania przy Alei 3 Maja w Warszawie. Ogień wybuchł prawdopodobnie od rac i petard rzucanych podczas przemarszu demonstrantów biorących udział w Marszu Niepodległości. Z relacji świadków pożaru wynika, że była to raca, która miała trafić w okna mieszkania powyżej, gdzie wisi symbol Strajku Kobiet oraz tęczowa flaga.

Reakcja policji: Takie wystąpienia służą wyłącznie zaognianiu konfliktowych

Na te zarzuty ostro odpowiedział rzecznik Komendanta Stołecznego Policji. Jest to tłumaczenie, które bardzo często słyszymy od osób, które zaatakowały funkcjonariuszy policji. Trzeba podkreślić, że policjanci działają tam, gdzie dochodzi do zachowań agresywnych i niebezpiecznych, gdy dochodzi do ataków na funkcjonariuszy. To właśnie wtedy działamy zdecydowanie i zawsze będziemy reagować stanowczo na przejawy chuligaństwa - powiedział Sylwester Marczak. 

"Zachowanie przedstawicieli Marszu Niepodległości mówiących o "policyjnych prowokacjach" to przykład skrajnego fałszu i nieodpowiedzialności. Takie wystąpienia służą wyłącznie zaognianiu konfliktowych sytuacji i podburzaniu chuliganów atakujących funkcjonariuszy" - napisała stołeczna policja na Twitterze.