Jacek Izydorczyk - były ambasador RP w Tokio - skierował do prokuratury i Najwyższej Izby Kontroli "zawiadomienie o popełnieniu przestępstw przekroczenia uprawnień, niedopełnienia obowiązków, poświadczeń nieprawdy, przeciwko ochronie informacji, tworzenia fałszywych dowodów oraz pomówień" - informuje Onet. To doniesienie dotyczy najważniejszych urzędników resortu spraw zagranicznych.


Jak przypomina Onet, Jacek Izydorczyk po przejęciu władzy przez Prawo i Sprawiedliwość został ambasadorem RP w Tokio. Odwołano go przedwcześnie latem minionego roku. 

W swoim zawiadomieniu Izydorczyk wymienia ośmiu urzędników MSZ - m.in. szefa Biura Kontroli i Audytu MSZ, dyrektora Biura Dyrektora Generalnego MSZ i zastępcę dyrektora Biura Finansów MSZ. "Głównym oskarżanym jest dyrektor generalny MSZ Andrzej Papierz, szara eminencja resortu, na początku lat 90. oficer specsłużb. To główny kadrowiec polskiej dyplomacji — decyduje, kto i na jakie stanowisko wyjeżdża" - podkreśla Onet. 

Izydorczyk zarzuca Papierzowi, że ten doprowadził do odwołania go ze stanowiska z naruszeniem prawa.

"Na czele Ministerstwa Spraw Zagranicznych stoi osoba, która de facto tym ministerstwem nie kieruje - o czym nawet nie kryjąc się przede mną przechwalali się niektórzy urzędnicy z MSZ. Ten stan w połączeniu z osobowością A. Papierza (a jest to osoba mająca problemy z samokontrolą oraz osoba z wyjątkowo pogardliwym stosunkiem do obowiązującego prawa) - jeszcze bardziej pogłębia wręcz systemową patologię w MSZ" - podkreśla.

W rozmowie z Onetem mówi też o nieprzyzwoitym zachowaniu Papierza w czasie wizyty w Japonii. 

Odwiedzaliśmy najważniejszą świątynię w Kamakurze z oficjalną delegacją. Papierz zachował się skandalicznie, gdy po wejściu na teren świątyni należało dokonać symbolicznego obmycia wodą - opowiada Onetowi Izydorczyk. Papierz podszedł do kadzi z wodą i zaczął symulować, że obmywa sobie genitalia. Radośnie przy tym rechotał. Towarzyszący mu ludzie z MSZ też się świetnie bawili. Zachowywali się, jak gimnazjaliści na wycieczce. A Japończycy udawali, że tego nie widzą, bo nie wiedzieli, jak zareagować. Tak jak napisałem w zawiadomieniu do prokuratury: informowałem o tym incydencie szefa MSZ. Bez reakcji - dodaje.

Jak twierdzi, właśnie po zgłoszeniu tej sprawy do szefostwa MSZ Papierz doprowadził do odwołania go ze stanowiska. 

Cały artykuł przeczytacie na stronach Onetu.