„Pracowałem tyle lat na kopalni, że doskonale wiem, jak tam jest. Ale nie mogę się pogodzić ze stratą mojego jedynaka” – mówi w rozmowie z „Faktem” Franciszek Jankowski, ojciec górnika, który zaginął po wypadku w kopalni Mysłowice-Wesoła. „Synowa wierzy, że on wsiądzie do auta i przyjedzie do domu po szychcie. Nam już nie wytrzymują serca, nie wiemy, jak mamy teraz żyć” - dodaje.

On był tam jednym z najlepszych pracowników. Przez tyle lat był na dole i tam - na dole - zostanie... - mówi zrezygnowany ojciec zaginionego. Przyznaje, że nie wierzy w cud i nie ma nadziei na zobaczenie syna żywego. Ja ciągle wierzę, że on jednak żyje. Że wróci stamtąd i nadal z nami będzie. Nie potrafię sobie wyobrazić, że może go nie być. To taki wspaniały chłopak. Wiedział, że tam jest niebezpiecznie, bo było tam jakieś zagrożenie. Nie mówił wiele. Ale poszedł na tę szychtę... Ciągle na niego czekam... - mówi jego żona, a matka poszukiwanego górnika, pani Krystyna.

W rozmowie z tabloidem ojciec zaginionego mężczyzny opowiada o planach, jakie obaj mieli. Umówiliśmy się, że on kupi sobie motocykl, a ja skuter i będziemy wspólnie jeździć na ryby. Oszczędzał na niego, bo chciał mieć dokładnie taki, o jakim przez lata marzył. Już obaj się tak cieszyliśmy tymi wspólnie spędzanymi chwilami, które miały nadejść. Mieliśmy dużo planów. Dla mnie to też było ważne, bo tak samo jak ona przepracowałem całe życie na kopalni. Na tej samej zresztą. Cóż, teraz jestem coraz bardziej pewien, że te plany już się nie ziszczą - przyznaje.

W czwartkowym "Fakcie" także:

- Pensja posła ważniejsza niż słowo

- Kaczor: Nie odchodzę na emeryturę

- Nietoperze na komary