Smogowy bubel prawny. Stężenie pyłu zawieszonego nad Krakowem jest tak duże, że według unijnych przepisów powinien zostać wprowadzony alarm smogowy. Ale wprowadzić go nie można, bo według polskich przepisów nie wiadomo, kto ma to zrobić.

Graniczna alarmowa wartość pyłu zawieszonego PM10 w powietrzu wynosi 200 mikrogramów na metr sześcienny i jest to średnia z 24 godzin. Kiedy wartość ta zostanie przekroczona w ciągu trzech kolejnych dni istnieje podstawa do ogłoszenia alarmu. W Krakowie stało się tak: w sobotę - 280, niedzielę - 309 i poniedziałek - 248 mikrogramów na metr sześcienny.

Alarmu nikt jednak nie wprowadził, ponieważ od 3 lat nie posłowie nie mogą uchwalić ustawy, która wprowadzałaby alarm smogowy i określała, co należy robić w takim przypadku. W Krakowie o przekroczonych normach informuje Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska. Sam jednak nie ma prawa wprowadzić takiego stanu. My jesteśmy tylko instytucją, która mierzy i stwierdza przekroczenie norm zanieczyszczenia powietrza - mówi Ryszard Listwan z małopolskiego WIOŚ.

Dane o fatalnym powietrzu trafiają do Urzędu Miasta w Krakowie. Prezydent nie ma takiego prawa, żeby ogłosić alarm - twierdzi Monika Chylaszek z UMK i wskazuje na marszałka województwa.Nie ma żadnych przepisów, które regulują kto ma taki alarm ogłosić - stwierdza Piotr Odorczuk z biura prasowego marszałka.

Brak precyzyjnych przepisów to nie koniec problemów. Nadal nie wiadomo bowiem co należałoby zrobić w sytuacji ogłoszenia alarmu smogowego. Pomysłów jest kilka: ograniczenie liczby samochodów poruszających się po ulicach, zmniejszenie produkcji w zakładach przemysłowych wydzielających spaliny do powietrza czy w końcu ograniczenie niskiej emisji. Nic takiego teraz nie można wprowadzić w życie. Pozostaje informowanie mieszkańców o fatalnym powietrzu, które może być niebezpieczne dla zdrowia.