Z oparzeniami twarzy i ramion trafiła do szpitala 12-letnia dziewczynka z Będzina. Wczoraj z budynku spadł na nią woreczek ze żrącą cieczą. Zdrowiu dziecka nie zagraża już żadne niebezpieczeństwo. Nie wiadomo, co to była za ciecz.

Dziewczynka wraz z kolegą przechodziła obok remontowanych budynków. W pewnym momencie z dachu spadł woreczek z mętną cieczą. Towarzyszący dziewczynce chłopak chciał odrzucić worek na bok, jednak niefortunnie uszkodził go, co spowodowało wyciek cieczy, która ochlapała twarz i ramiona dziewczynki - powiedział Marek Wręczycki ze śląskiej policji.

Ojciec zabrał 12-latkę do szpitala. Dziewczynce nie zagraża już żadne niebezpieczeństwo. Po zaopatrzeniu medycznym wróciła do domu. Obrażenia okazały się na szczęście niezbyt rozległe i głębokie - wyjaśnił Wręczycki.

Wszystko wskazuje na to, że nikt celowo nie zrzucił żrącej cieczy z dachu. Policjanci podejrzewają, że substancja była używana w pracach remontowych, ale nie wiadomo na razie dokładnie, co to jest.