Blisko 100 milionów złotych jest winne Ministerstwo Nauki uczelniom technicznym. Taką sumę politechniki powinny dostać za tzw. kierunki zamawiane, czyli takie, których absolwenci są szczególnie poszukiwani na rynku pracy i są potrzebni gospodarce.

Uczelnie pieniędzy nie dostały, więc muszą dokładać do programu z własnej kasy, bo studenci już rozpoczęli naukę.

Tylko Politechnika Łódzka musi wysupłać prawie 18 milionów złotych. W związku z tym, że władze uczelni muszą mieć pieniądze na kursy wyrównawcze z matematyki i fizyki, studenci będą musieli zapomnieć o stypendiach - tłumaczy prorektor do spraw kształcenia Krzysztof Jóźwik. To jest znaczna liczba studentów. Biorąc pod uwagę tysiąc złotych pomnożone przez dwa miesiące - październik i listopad - to pojawi się problem.

Zamówione kierunki mają być szansą na łatwiejsze znalezienie pracy. Ale teraz nawet osoby z wykształceniem wyższym zasilają rzesze bezrobotnych - zauważa Aneta Jarczyńśka z wojewódzkiego urzędu pracy. Ich odsetek sięga 8-10 procent .

Nie dość, że Ministerstwo Nauki nie płaci za zamówione kierunki, to jeszcze źle wybiera dotowane studia. W ciągu kilku lat będziemy mieć 300 tys. inżynierów ochrony środowiska, spośród których niespełna co dziesiąty znajdzie pracę.