Miejskie szpitale w Łodzi są w nie najlepszej sytuacji. W placówkach panuje tak wielki tłok, że pacjenci leżą na korytarzach. Wyczerpano już limity przyjęć na ten rok, ale chorzy nie mają powodów do niepokoju – w razie potrzeby mogą liczyć na pomoc i fachową opiekę.

Szpitale Jordana, Jonschera, Sonnenberga i Rydygiera nie mogą odesłać pacjentów, bo trafiają do nich chorzy w stanach nagłego pogorszenia zdrowia lub z zagrożeniem życia - wyjaśnia w rozmowie z naszą reporterką dyrektor wydziału zdrowia urzędu miasta Maciej Prochowski. Przyjęć planowych praktycznie nie ma. Niezależnie od profilu szpitala, wszystkie przyjmują normalnie i panuje w nich potworny tłok - dodaje.

Łódzkie szpitale mają znaczące przekroczenia kontraktów. W naszym przypadku jest to około miliona złotych - przyznaje dyrektor szpitala im. Jonschera Bożena Woźniak. Jeśli Narodowy Fundusz Zdrowia nam nie zapłaci, będziemy występować do sądu, tak jak robiliśmy to do tej pory - zapowiada.

Pacjenci przyjmowani ponad limit powodują, że długi szpitali rosną. Dopóki NFZ nie zapłaci za nadwykonania, placówki będą pokrywać koszty leczenia z własnych budżetów.