10-letnia Karina, która odmroziła stopy, błąkając się przez sześć dni i nocy sama po lesie, jest już po dwóch sesjach w komorze hiperbarycznej. Tylko takie leczenie może zatrzymać rozwój gangreny. Wczoraj dziewczynka trafiła do szpitala w Gdyni. Po zdjęciu opatrunków z nóg dziecka okazało się, że są tam pałeczki zgorzeli gazowej. Chirurdzy nie mogą wykluczyć amputacji obu stóp.

Prawa stopa jest w gorszym stanie, już wiadomo, że jej fragmenty trzeba będzie usunąć - przyznał w rozmowie z reporterem RMF FM Wojciechem Jankowskim szef Uniwersyteckiego Centrum Medycyny Morskiej i Tropikalnej doktor Zdzisław Sićko, gdzie w nocy trafiła Karina.

Opuszki tych małych paluszków są czarne, nie ma szans, żeby one były ponownie różowe. To są na szczęcie nieduże zabiegi nie wpłyną na mechanikę stopy, przynajmniej z jednej strony - dodaje. Natomiast z drugiej strony mamy obawy, co do przedstopia, dużego palca i trzeciego paluszka.

Wciąż jednak - jak podkreśla - jest szansa, że będzie miała swoje stopy, że w całości nie trzeba będzie ich amputować. Jutro lekarze wraz chirurgami dziecięcymi ocenią stan stopy.

Wcześniej jednak dziewczynka przejdzie kolejne sesje w komorze. Trwający ok. 1,5 godziny zabieg polega na dostarczaniu uszkodzonym tkankom tlenu pod zwiększonym ciśnieniem. Po sesji zaplanowanej na godz. 14 potrzeba będzie jeszcze co najmniej pięć dalszych - będą się odbywały co 12 godzin.

Sićko podkreślił, że dziewczynka bardzo dobrze współpracuje z personelem i dobrze znosi zabiegi. Z Kariną w szpitalu jest jej matka.

Pomorscy lekarze pytają, dlaczego dziecko trafiło do nich tak późno

Doktor Zdzisław Sićko nie chce wypowiadać się, czy dziewczynka w odpowiednim czasie trafiła do kliniki w Gdyni. Ale coraz częściej pojawiają się opinie, że Karina została poddana terapii tlenowej zbyt późno.

Odpowiedź na pytanie musi paść - uważa Jerzy Karpiński, pomorski lekarz wojewódzki - dlatego że zgodnie z zasadami medycyny ratunkowej taka osoba powinna trafić do komory natychmiast - zaznacza. Jednocześnie dodaje, że władze, którym podlega suwalski szpital, powinny skontrolować leczenie 10-letniej Kariny.

"Termin wysłania Kariny wyznaczyła Gdynia"

Zaczątki gangreny widzieliśmy już kilka dni temu - przyznają w rozmowie z reporterem RMF FM Andrzejem Piedziewiczem lekarze z Suwałk, którzy przez tydzień opiekowali się 10-letnią Kariną. Jednak - jak zaznaczają - laboratoryjne wyniki potwierdzające zakażenie dostali dopiero wczoraj, gdy dziewczynka była już w szpitalu w Gdyni.

Opowiadają także, że o wysłaniu Kariny do Gdyni zaczęli myśleć dopiero w środę. Wcześniej mieli nadzieję, że z leczeniem poradzą sobie sami - przy pomocy leków poprawiających krążenie. W środę jednak doszli do wniosku, że konieczne będzie leczenie w komorze hiperbarycznej. Wtedy też zaczęli rozmowy ze szpitalem w Gdyni. Początkowo prowadził je ordynator chirurgii dziecięcej z Suwałk. Udało się je zakończyć dopiero w piątek, gdy w sprawę włączyła się dyrekcja suwalskiej placówki.

Niedzielny termin wysłania dziewczynki - jak powiedziała naszemu dziennikarzowi wicedyrektor szpitala - wyznaczyła Gdynia. Suwalscy lekarze uważają, że i tak udało się szybko wysłać Karinę, kolejki do komory są bowiem dość długie, bo to jedyne takie urządzenie w północnej części Polski.