"Otwarcie nowego obszaru współpracy i następny krok w pogłębieniu polsko-amerykańskiego partnerstwa" - takimi zaklęciami okadzał dziś podpisanie memorandum o stacjonowaniu w Polsce pododdziału amerykańskich sił powietrznych minister Bogdan Klich. Problem w tym, że nie wiadomo, jaki konkret kryje się za tymi wielkimi słowami.

Minister Klich zapowiedział bowiem, że od 2013 w nie wiadomo której bazie lotniczej w Polsce będzie stacjonować nie wiadomo ilu Amerykanów, obsługujących nie wiadomo ile amerykańskich samolotów, które będą się pojawiały na ćwiczenia z Polakami... i tu już wiadomo, że minimum 4 razy w roku.

Pytany o szczegóły porozumienia minister Klich wyjaśnił. Ono omawia tylko ogólne zasady obecności amerykańskich pilotów, obsługi naziemnej oraz samolotów w Polsce. Każdorazowo przed każdym przyjazdem wszystkie szczegóły będą uzgadniane w ramach porozumienia technicznego.

Czyli dokładnie tak, jak w wypadku obwożonych czasem po Polsce nie uzbrojonych Patriotów.

Złośliwcy zaś podejrzewają, że czasowa baza w Europie jest Amerykanom potrzebna do pokazywania F-16 i Herculesów tym, którym chcą je jeszcze sprzedać, tak jak nam.