Blisko godzinę trwało w Warszawie starcie kibiców Legii i Polonii. Fani zwaśnionych klubów zorganizowali równocześnie dwie manifestacje. Zgodę na nie wydał stołeczny urząd miasta. Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz tłumaczyła, że nie mogła zakazać demonstracji.

Około godziny 18 było już po wszystkim. Blisko 1,5 tysiąca kibiców Polonii po wiecu piętnującym to, że ich stadion został przez władze miejskie ponoć pozbawiony wsparcia, kolumną strzeżoną przez policjantów udało się z powrotem do siedziby klubu na ul. Konwiktorską. Chwilę później rozwiązana została demonstracja Legionistów, obciążających dość hałaśliwie wadami genetycznymi swoich przeciwników, wytykających im nikczemne postury i szereg innych cech.

Przez blisko godzinę obie grupy stały po obu stronach Placu Bankowego, przedzielone 100-metrowej szerokości pasem ziemi niczyjej. Obie grupy oddzielały od siebie też dwa kordony policji w pełnym rynsztunku, także konnej, wpierane przez armatki wodne. Do konfrontacji bezpośredniej dzięki temu nie doszło, a okoliczni mieszkańcy zapamiętają z tych wydarzeń głównie gromkie zastrzeżenia do pochodzenia kibiców drużyny przeciwnej i hałaśliwe, prymitywne przyśpiewki na ten temat. Można byłoby też wspomnieć o wszechobecnym zapachu piwa, ale ten szybko uleciał.