Do sądu trafił wniosek o trzymiesięczny areszt dla sprawcy strzelaniny w Rybniku. Decyzja w tej sprawie zapadnie we wtorek. Mężczyzna, który w sobotę postrzelił siedem osób, usłyszał zarzuty. Przyznał, że to on sięgnął po broń, ale nie był w stanie wyjaśnić, dlaczego.

39-latek usłyszał cztery zarzuty: usiłowanie zabójstwa przy użyciu broni członków rodziny, usiłowanie zabójstwa interweniujących policjantów, spowodowanie zagrożenia życia osób postronnych i nielegalne posiadanie broni. Prokuratura nie wyklucza jednak postawienia mu kolejnych zarzutów. Grozi mu nawet dożywocie.

Desperat został w poniedziałek przesłuchany przez prokuraturę. Jego spotkanie ze śledczymi trwało tylko 40 minut, bo nie chciał składać żadnych wyjaśnień. Nie odpowiedział na żadne pytania zadane przez prokuratora, odmówił złożenia jakichkolwiek wyjaśnień, oprócz potwierdzenia faktu, że to on strzelał - powiedział dziennikarzom Jacek Sławik z prokuratury w Rybniku. Podobno szaleniec chce odpowiadać tylko na pytania sądu.

Przesłuchanie mężczyzny odbyło się dopiero w poniedziałek , bo jeszcze w niedzielę 39-latek trzeźwiał w policyjnym areszcie. Jak nieoficjalnie dowiedział się nasz dziennikarz Piotr Glinkowski, pierwsze zeznania mężczyzna składał w obecności funkcjonariuszy. Były one jednak na tyle sprzeczne, że nie są w ogóle brane pod uwagę.

"Zawsze się ukłonił, zawsze grzeczny

Sobotnią strzelaniną zszokowani są sąsiedzi desperata. Jako rodzina - uważam - byli spokojni. Przede wszystkim mąż. Zawsze się ukłonił, zawsze grzeczny. Był dobrym ojcem - mówią naszemu reporterowi Piotrowi Glinkowskiemu.

Stan postrzelonych jest stabilny

Według informacji policji, stan sześciorga poszkodowanych nadal przebywających w szpitalach jest stabilny. W niedzielę do domu wrócił już teść zatrzymanego, który ma niegroźną ranę ramienia.

Z przekazanych nam informacji wiemy, że w ciągu minionej doby stan żadnej z postrzelonych osób nie pogorszył się. Nie ma zagrożenia życia poszkodowanych. Stan dwóch osób jest poważny - powiedziała rzeczniczka rybnickiej policji, nadkom. Aleksandra Nowara.

W najpoważniejszym stanie są żona sprawcy oraz jego szwagier. Oboje byli operowani. Mają obrażenia klatki piersiowej, a kobieta również głowy. Mniej groźne są rany sąsiadki, postrzelonej w głowę i tułów oraz przewiezionego do szpitala w Katowicach 15-letniego syna zatrzymanego; chłopak został postrzelony w żuchwę.

Podczas sobotniej strzelaniny raniona w udo została także teściowa 39-latka oraz policjant, również postrzelony w nogę. Wkrótce mogą oni opuścić szpital.

Także sam napastnik został lekko ranny w czasie interwencji policji. Po opatrzeniu nie było jednak przeciwwskazań do zatrzymania go w policyjnym areszcie.

Rozpętał piekło, bo rodzina nie pozwoliła na grilla

39-letni mężczyzna otworzył ogień w sobotę podczas awantury domowej. Poszkodowani to członkowie jego rodziny - w tym nastoletni syn - a także sąsiadka oraz interweniujący policjant. W domu mężczyzny znaleziono sześć sztuk broni długiej i krótkiej - ostrej i gazowej - a także górnicze zapalniki i niewielkie ilości prochu strzelniczego. Sprawca nie miał pozwolenia na broń.

Mężczyzna z okna na pierwszym piętrze strzelał również do przedstawicieli służb przybyłych na miejsce. Według świadków używał kilku sztuk broni. Ostrzelał m.in. ambulans pogotowia ratunkowego i zaparkowany przed domem radiowóz. Zabarykadował się w domu razem z dwójką swoich dzieci. Antyterroryści obezwładnili go, gdy wraz z dzieckiem wyszedł na zewnątrz domu.

Według informacji ze śledztwa w sobotę mężczyzna wrócił do domu pod wpływem alkoholu i chciał zrobić grilla. Kiedy któryś z domowników sprzeciwił się temu, 39-latek zaczął krzyczeć, wyzywać członków rodziny, a w końcu wyciągnął broń. Wśród prawdopodobnych motywów jego zachowania wymienia się problemy finansowe i nadużywanie alkoholu.

RMF FM/PAP