To już nie jest podjazdowa wojenka, to już prawdziwa wojna. Tak najkrócej można opisać to, co dzieje się w Pałacu Prezydenckim. Wpadki w ostatnich dniach zaostrzyły konflikt pomiędzy prezydenckimi ministrami. Naprzeciw siebie stanęli Piotr Kownacki i Michał Kamiński.

Walka toczy się o wpływy. Dwa miesiące temu Piotr Kownacki wkroczył do Pałacu Prezydenckiego. W polityce jest nowy, szybko jednak okazuje się, że zagraża Michałowi Kamińskiemu. Ten co prawda myślami jest już w Parlamencie Europejskim, ale całkowita utrata pozycji mu się nie podoba. Wie, że słabością Kownackiego jest słabe rozeznanie w polityce; z łatwością można więc wikłać go w różne wątpliwe projekty – takie jak choćby polsko-litewska deklaracja, o której nic nie wiedział rząd. Ową deklarację negocjuje Mariusz Handzlik – stronnik Kamińskiego. Jednak gdy trzeba za nią wziąć odpowiedzialność, podsunięta zostaje Kownackiemu.

Punktem kulminacyjnym jest natomiast rozmowa Lecha Kaczyńskiego z Barackiem Obamą. Obecni są przy niej Kamiński i Handzlik, Kownackiego nie ma. Po rozmowie Handzlik osobiście dyktuje swojemu pracownikowi komunikat, w którym czarno na białym jest napisane, że Obama daje gwarancje dla projektu tarczy. Komunikat zgodnie z procedurą akceptuje Michał Kamiński; odczytuje go Piotr Kownacki. Dzień później Kamiński oświadcza, że takiego punktu w rozmowie nie było.

Im bardziej szef Kancelarii Prezydenta traci wiarygodność, tym bardziej rośnie pozycja Kamińskiego. Znów jest bliżej ucha prezydenta. Minister ma po swojej stronie również Małgorzatę Bochenek, siostrę skonfliktowanego z Kownackim nowego szefa Orlenu. W grze pojawiają się więc układy rodzinne i choć nie jest to pierwsza pałacowa wojna, to takiej siły nie miała dotychczas żadna.

Do tej pory Michał Kamiński był zawsze górą. Dzięki doraźnym sojuszom, jakie zawierał, pozbył się z Kancelarii Prezydenta tzw. muzealników, czyli urzędników związanych z prezydentem od czasów warszawskiego ratusza i wyeliminował Roberta Drabę, byłego szefa kancelarii. Kownacki po swojej stronie ma jedynie niższych rangą urzędników, zmęczonych braniem odpowiedzialności za wpadki Handzlika i Kamińskiego, którzy w pracy najbardziej lubują się w bywaniu na salonach.