"Ratujemy ze stoczni, co się da" - mówi Marcin Tymiński, rzecznik Pomorskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytów w rozmowie z reporterem RMF FM Kubą Kaługą. Prawie 250 obiektów z terenów stoczni w Gdańsku zostało wpisanych do Wojewódzkiej Ewidencji Zabytków. To między innymi stoczniowe hale, dźwigi i frezarki czy tokarki. Lista stoczniowych zabytków będzie jeszcze rozszerzana.

Kuba Kaługa: Co wpis do ewidencji zabytków oznacza w praktyce?

Marcin Tymiński: W praktyce oznacza to, że konserwator ma większą kontrolę nad procesem inwestycyjnym w stoczni. Te zabytki zinwentaryzowano, policzono. I oznacza to, że inwestor może wszystko, ale za zgodą konserwatora. Teraz wiemy, że na przykład przy budowie nowego obiektu, w okolicy stoi 15 zabytkowych, starych - jeszcze przedwojennych latarni. Gdyby ich nie było w ewidencji, zapewne zostałyby wywiezione na złom, nikt by się o nie nie upomniał. Teraz inwestor wie, że ma 15 takich zabytkowych latarni, zwraca się do konserwatora, konserwator podpowiada, sugeruje co z tymi latarniami można zrobić.

Co oprócz latarni i dźwigów, od których cała sprawa się zaczęła, znalazło się na tej liście?

Tych obiektów jest bardzo dużo. Przede wszystkim to wiele zabytków techniki, przeróżnych maszyn, o które nikt wcześniej nie dbał, nawet nie wiedział, że są. I że są często z lat 20., 30. czy 40. XX wieku. Oprócz tego polery, dźwigi i budynki. Innymi słowy: wszystko to, co mówiąc potocznie jest stare, to na tej liście się znalazło.

A po co chronić na przykład frezarkę?


Frezarka też może być cenna. Nie jest wcale powiedziane, że musi do końca swojego życia stać w stoczni. Może na przykład zabrać ją ktoś, kto zbiera zabytki techniki. Chodzi o to, żeby one nie zginęły. Żeby nie trafiały do huty, nie trafiały na złom. A jeżeli nie przydadzą się inwestorom w stoczni, mogą przydać się innym miłośnikom zabytków, przy innych inwestycjach.

Nie za późno? Dlaczego dopiero teraz, kiedy znaczna część stoczni została już zniszczona, rozebrana?

Rzeczywiście to pytanie zadajemy sobie wszyscy. Ta ewidencja została zrobiona dopiero teraz i nie jest jeszcze zamknięta. To pierwsza pula obiektów. Lista będzie jeszcze rozszerzana, bo sam proces inwentaryzacji nie został zakończony. Ratujemy ze stoczni co się da. 

Wcześniej już jednak pojawiały się propozycje i wnioski o uznanie samych dźwigów za zabytki. Poprzedni Pomorski Wojewódzki Konserwator nie objął ich ochroną. Co teraz się zmieniło?

Nie zmieniło się praktycznie nic. W naszym kraju mamy dość dużo form ochrony. One mogą być skomplikowane. Najwyższą formą jest rejestr zabytków. Oznaczałby, że dany obiekt jest nienaruszalny, że to najwyższej klasy zabytek, który musi być chroniony. Ewidencja - ta, w której znalazły się teraz zabytki stoczniowe - to też forma ochrony, ale słabsza, bardziej miękka. Rzeczywiście może część stoczniowej infrastruktury nie zasługiwała na to, żeby wpisywać ją do rejestru zabytków, ale bardzo dobrze sprawdzi się w ewidencji. Na przykład taki stoczniowy żuraw, mimo że jest to urządzenie pochodzące z lat 30., 40. XX wieku, jest to urządzenie sprawne i pracujące. Wpisywanie go do rejestru zabytków oznaczałoby, że każdy remont, teoretycznie wymiana kilkunastu śrubek, wymagałaby zgody konserwatora. Wpis do ewidencji oznacza, że dźwig sobie pracuje, jeśli się zepsuje, albo inwestor po prostu już nie będzie go chciał, wtedy po prostu wspólnie z konserwatorem zastanawiamy się, co z takim dźwigiem można zrobić. Czyli dźwig wpisany do ewidencji - teoretycznie - mógłby zniknąć z panoramy miasta, ale konserwator w tym wypadku może się na to nie zgodzić. 

Zobacz listę stoczniowych zabytków.