Minister skarbu Aleksander Grad z Platformy Obywatelskiej przypuścił słowny atak na poprzedników za niekonsekwencję w sprawie stoczni. Oczekuje wyciągnięcia poważnych konsekwencji za poważne błędy, od razu jednak dodaje: Nie jestem od stawiania przed Trybunałem Stanu.

Do „białej księgi”, która punktuje błędy dotychczasowych gabinetów od SLD po PiS w sprawie stoczni, dotarła reporterka RMF FM. Czemu ma służyć ten dokument? Nieoficjalnie – jak mówi Kamila Biedrzycka – „biała księga” oprócz tego, że pokazuje ewidentne zaniechania poprzednich władz w sprawie stoczni, powstała również po to, by pełnić rolę swoistego buforu bezpieczeństwa dla rządu Donalda Tuska, który usprawiedliwia brak konkretnych efektów działań Platformy w sprawie stoczni.

Minister Aleksander Grad mówi wprost: „przez zaniechania poprzedników mamy problemy, których praktycznie nie da się rozwiązać”. Wszystko miałoby ręce i nogi, gdyby szef resortu skarbu był konsekwentny. Oskarża Leszka Millera, Wojciecha Jasińskiego, czy Jarosława Kaczyńskiego w „białej księdze”, oczekując wyciągnięcia poważnych konsekwencji za poważne błędy, od razu jednak dodaje: Nie jest moją rolą kogokolwiek oskarżać i formułować wnioski do Trybunału Stanu. Wnioski z tej „białej księgi” będą wyciągały kluby parlamentarne i inne instytucje.

Jego słowa zdają się potwierdzać, że Platforma proponuje taktykę na zasadzie „chciałabym, a boję się”. W tym przypadku chodzi o strach przed wzięciem odpowiedzialności za stworzoną przez siebie „biała księgę”.