Wicepremier, minister kultury Piotr Gliński uważa, że trudno obecnie rozstrzygnąć, kto odpowiada za zamieszki podczas Marszu Niepodległości. Oczywiście powinniśmy zbadać, co to za grupy prowokowały te starcia – zaznaczył w rozmowie z Polsat News.

W środę ulicami Warszawy przeszedł Marsz Niepodległości. Mimo że - zgodnie z zapowiedziami organizatorów - miał być zmotoryzowany - wielu uczestników brało w nim udział pieszo. Podczas Marszu doszło do zamieszek. Policja informowała m.in., że na rondzie de Gaulle'a w stronę policjantów poleciały kamienie i race. 

Gliński pytany w środę w Polsat News, kto odpowiada za zamieszki w czasie Marszu, powiedział: "To jest w tej chwili trudno rozstrzygnąć, bo faktów nie znamy. Oczywiście powinniśmy zbadać tę sytuację, co to za grupy prowokowały te starcia".
Ale na pewno cała atmosfera od kilku tygodni podgrzewana protestami społecznymi nielegalnymi na ulicach, na pewno ma coś tutaj do powiedzenia - dodał wicepremier.

Dopytywany, czy odpowiedzialność ponoszą organizatorzy środowego Marszu, którzy zapowiadali wcześniej, że będzie on zmotoryzowany, odparł: "Nie wiemy, kto rzucał kamieniami, co to byli za prowokatorzy". Gdy organizuje się tego rodzaju wydarzenia, to oczywiście trudno jest je w pełni kontrolować. Natomiast z tego co wiem, to organizatorzy deklarowali przejazd pojazdów i te pojazdy były. Tyle tylko, że oprócz tego były osoby poza pojazdami, to najprawdopodobniej z tym związane - stwierdził minister.

Trudno jest w tej chwili na gorąco powiedzieć, kto tu jest odpowiedzialny - podkreślił. Ja nie mam żadnych danych, żeby coś konkretnego na ten temat powiedzieć - zaznaczył wicepremier.

Starcia z policją

O godz. 13:30 w Warszawie rozpoczął się Marsz Niepodległości. W stolicy zgromadziły się samochody i motocykle, bo ze względu na sytuację epidemiczną Marsz miał odbywać w formie "rajdu". Część uczestników zignorowała jednak zmianę formuły wydarzenia. Stołecznymi ulicami maszerował kilkutysięczny tłum. Doszło do starć manifestantów z policją - na Rondzie de Gaulle'a, potem regularna, ale też chaotyczna bitwa na błoniach Stadionu Narodowego. Jak informował dziennikarz RMF FM Paweł Balinowski, tam nastąpiła kumulacja chuligańskiej agresji - w powietrzu latały kamienie i butelki, policja odpowiadała granatami hukowymi. 

Starcia wybuchły też na pobliskiej stacji kolejowej - to wyglądało bardzo niebezpiecznie, bo uczestnicy marszu biegali po torach, rzucali kamieniami z nasypu w policję i uciekali przed nadjeżdżającymi pociągami - relacjonował Paweł Balinowski. Te walki trwały mniej więcej godzinę, podczas której cały czas ściągani byli kolejni policjanci, aż sytuację udało się wreszcie opanować.