Zakończył się protest głodowy w gdyńskim magistracie. Robotnicy domagający się zaległych pieniędzy za pracę wykonaną na placu budowy parku naukowo-technologicznego wywalczyli swoje. Pieniądze - bezpośrednio do ręki - odebrali w jednym z banków w Gdańsku. Wynagrodzenie dostało około 30 obecnych i kilku byłych pracowników firmy.

Zobacz również:

Do zakończenia sporu o zaległe pieniądze miało dojść już wczoraj. Jak mówił Bogusław Spodzieja, lider protestujących, rozmowy zakończyły się jednak awanturą. Do pięciu głodujących osób postanowiły wtedy dołączyć dwie kolejne. Na szczęście dziś firma, która nie wypłacała im pieniędzy, osiągnęła porozumienie ze swoim zleceniodawcą. Prowadzimy wspólnie 4 budowy. W sumie już 3, bo jedną ostatnio zakończyliśmy. Otrzymaliśmy pieniądze za faktury wystawione za inwestycję w Serocku, i z tej kwoty zostaną wypłacone zaległości za budowę w Gdyni - mówił Adam Bojke, kierownik techniczny firmy.

Co ciekawe, spółka dostała wcześniej należną kwotę za prace w Gdyni, ale nie wypłaciła pensji pracownikom. Łączna kwota zaległości sięgała około 140-150 tys. złotych. Protestujący mówią otwarcie, że nie zamierzają już więcej dla tej firmy wykonywać żadnej pracy.

Protest głodowy gdyńskim magistracie zaczął się we wtorek. Nie mamy na jedzenie, nie mamy na opłaty, chcą nas wyrzucać z mieszkań - domagamy się swojego. Różnymi sposobami - mówił jeden z głodujących. Jego firma na placu budowy gdyńskiego parku naukowo-technologicznego była podwykonawcą podwykonawcy generalnego wykonawcy tej inwestycji. Firma, której pracownicy protestowali, nie została zgłoszona jako podwykonawca robót. Według urzędników jest to niezgodne z umową, którą zawarli z generalnym wykonawcą. Konsekwencji nie chcą wyciągać, bo nie był on poinformowany przez swojego podwykonawcę, o tym, że do prac zatrudniono kolejną firmę.