Tygrysy, których transport nie został wpuszczony na Białoruś, zostaną w Polsce. Ciężarówka z 10 drapieżnikami przyjechała z Włoch. W sobotę utknęła na terminalu w Koroszczynie. Zwierzęta są w podróży od 22 października. Przyjechały w ciasnych i brudnych klatkach. Jeden z tygrysów padł. Po poszukiwaniach miejsc, gdzie mogłyby trafić, poznański ogród zoologiczny zaoferował czasową opiekę na drapieżnikami.

Dziennikarz RMF FM Krzysztof Kot informował, że graniczny lekarz weterynarii w Koroszczynie rozesłał pismo do wszystkich lekarzy wojewódzkich z prośbą o pomoc w znalezieniu miejsca lub miejsc, do których mogłyby trafić drapieżniki. Wcześniejsze próby kontaktowania się ogrodami zoologicznymi nie przyniosły efektu. Przyjęcie dwóch tygrysów zadeklarowało jedynie zoo w Poznaniu. 

Tygrysy są w dramatycznym stanie. Nie wiadomo, czy uda się wszystkie uratować

Dziś przedstawiciele ogrodu zoologicznego zaoferowali, że przyjmą tymczasowo i zaopiekują się wszystkimi dziewięcioma tygrysami. "Nie zostawimy ich, nie będziemy wybierać, ratujemy całą grupę!" - zapewniali we wpisie na Facebooku. 

Dyrektor poznańskiego zoo Ewa Zgrabczyńska poinformowała ostatecznie, że ogród dostał zielone światło od władz miasta na zaopiekować się "w okresie krótkoterminowym całą grupą tygrysów". Przyznała, że nie wiadomo, ile osobników uda się utrzymać przy życiu. Są w tragicznej kondycji, trzymane "w skrzyniach, które uniemożliwiają pojenie i dokarmianie tam na miejscu". W Poznaniu koty będą leczone, karmione i pojone.

Po odkarmieniu tygrysy mają trafić do Adwokatów Zwierząt i ich ośrodka AAP w Hiszpanii. 

To właśnie pracownicy poznańskiego zoo pierwsi alarmowali o ich niedoli. Pojechali na miejsce, a to co zobaczyli, było przerażające.

"Nasi pracownicy na miejscu zastali koszmar. Tygrysy oblepione własnymi odchodami, wyniszczone, wygłodzone, nasz lekarz weterynarii określa ich stan jako tragiczny" - napisali na Facebooku, dołączając do wpisu film.

Rzeczniczka zoo w Poznaniu Marta Chotyła powiedziała, że wykonana przez nich sekcja padłego zwierzęcia wykazała, że tygrys był wycieńczony, miał wiele ran. Prawdopodobnie próbował się wydostać, był cały poraniony, miał m.in. zniszczony nos, odarty pysk, odarte łapy - wyliczała obrażenia. Lekarze przypuszczają, że u tygrysa wystąpiła też niedrożność przewodu pokarmowego, najprawdopodobniej z powodu złej karmy. Tygrysy były karmione wyłącznie kurczakami, a dla nich drób jest małowartościowym pokarmem.

Chotyła dodała, w ciężarówce znajdują się dwa samce i siedem samic. To są zwierzęta młode, mają 3-4 lata - zaznaczyła.

Sprawę tygrysów, które utknęły w Koroszczynie bada prokuratura

Losem tygrysów zainteresowała się prokuratura. Prowadzone są obecnie czynności w niezbędnym zakresie, mające na celu ustalenie wszystkich okoliczności, w tym także, czy mamy do czynienia z przestępstwem znęcania się nad zwierzętami - poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie Agnieszka Kępka. Sprawą zajmuje się Prokuratura Rejonowa w Białej Podlaskiej.

W związku ze sprawą złożone zostaną zawiadomienia do prokuratury na włoską firmę, która organizowała przewóz zwierząt spod Rzymu do rosyjskiego Dagestanu. Kierowca ciężarówki, która z tygrysami w naczepie utknęła na przejściu w Koroszczynie, miał jedynie kopie dokumentów i tłumaczeń niezbędnych do procedury CITES, czyli dotyczącej przewozu zwierząt egzotycznych. Polskim służbom to wystarczyło, więc zgodnie z procedurą bez kolejki odprawiły transport.

Po białoruskiej stronie zażądano oryginałów oraz papierów na wywóz zwierząt poza UE, a do tego okazało się, że kierowca nie ma wizy. Transport został więc zawrócony na polską stronę.