W oparach biurokracji porusza się każdy przedsiębiorczy Polak, który zakłada własną firmę. Walka z tysiącami papierów trwa nawet dwa miesiące. Ale to nic, jeśli porównać ją z budową domu. Nasz dom może powstać nawet w sześć miesięcy, ale zanim ruszą robotnicy może upłynąć nawet trzy lata na przedzieraniu się przez dżunglę urzędniczych korytarzy.

Schody zaczynają się już na etapie wstępnym. Na początek trzeba zdobyć tzw. WZ-etkę, czyli określić plan zagospodarowania przestrzennego naszej działki. Bez Warunków Zabudowy nie możemy bowiem wystąpić o pozwolenie na budowę domu.

W Krakowie na wydanie WZ-etki trzeba czekać rok. Tam tylko 20 procent miasta ma plan zagospodarowania przestrzennego. Sami więc musimy wszystko załatwić - z jednego do drugiego wydziału tego samego urzędu dostarczyć kilkadziesiąt dokumentów, map i wypisów. A przy okazji wystać się w niemałych kolejkach.

Przychodzi się po te mapki i wypisy do wydziału geodezji i fizycznie przenosi się je do innego urzędu, do wydziału architektury. Jest to absurd - tłumaczy jeden z poirytowanych petentów. Każdy z takich dokumentów kosztuje 30 złotych, a trzeba jeszcze zrobić po kilka kopii.

Ale na tym nie koniec. Urzędnicy żądają także wypisu z ksiąg wieczystych oraz warunków przyłączy gazowych, elektrycznych, wodociągowych, kanalizacyjnych. I w tym przypadku czekają na nas kolejne sterty papierzysk, trzeba bowiem wypełnić kilkadziesiąt niezrozumiałych dla Kowalskiego rubryk. Wszak mało kto z nas jest w stanie określić, jaki jest pobór mocy poszczególnych urządzeń:

Teraz każdy dokument dotyczący budowy musi odwiedzić kilka wydziałów; bez miejskiego konserwatora zabytków, zarządu dróg oraz wydziału ochrony środowiska nic nie zrobimy. Do szczęścia potrzebna jest jeszcze absurdalna decyzja o wyłączeniu naszej działki z produkcji rolnej.

Tu, jak się okazuje, urzędnicy nie korzystają z drogi elektronicznej, z telefonów - wszystko odbywa się za pomocą korespondencji pomiędzy poszczególnymi wydziałami urzędami. Dokumenty krążą więc od biurka do biurka przez kilka miesięcy.

Teraz „tylko” prawomocne pozwolenie na budowę i można zaczynać. Problem w tym, że to „tylko” może potem nawet 2-3 lata…

Wprawdzie wydziały architektury na wydanie pozwolenia na budowę domu jednorodzinnego mają 65 dni. Ze świeczką jednak szukać osoby, która w tym czasie otrzymała taką decyzję. Urzędnicy mają bowiem sposób, jak zręcznie wydłużyć czas wydawania pozwolenia na budowę, unikając jednocześnie płacenia karnych odsetek - 500 złotych za każdy dzień. Z prawdziwą satysfakcją wyszukują we wnioskach nawet najprostszych błędów, po czym wzywają petenta do uzupełnienia braków w ciągu 7 dni. A wezwać mogą nas mogą nawet trzykrotnie. Poza tym, znając polskie realia, może pojawić się jeszcze jeden kłopot - ktoś na przykład zechce oprotestować naszą budowę.

Urzędnicze przepychanki mogą więc trwać nawet 2-3 lata, czyli dziesięć razy dłużej niż Unii Europejskiej, w której przecież jesteśmy…