Do końca miesiąca Ministerstwo Zdrowia chce zlikwidować kilkunastu Rzeczników Praw Pacjenta działających przy wojewódzkich oddziałach Narodowego Funduszu Zdrowia. Ma ich zastąpić jeden rzecznik z większymi uprawnieniami pracujący w Warszawie. Dla większości pacjentów oznacza to, że jedyny kontakt z urzędnikiem możliwy będzie za pomocą listów. A wiele spraw, z którymi zgłaszają się pacjenci, wymaga natychmiastowej interwencji.

Tylko w zeszłym roku Rzecznik Praw Pacjenta we Wrocławiu interweniował w ponad 8 tysiącach spraw. Część z nich dotyczyła po prostu wątpliwości, jakie mieli zagubieni w gąszczu przepisów pacjenci. Były też poważniejsze przypadki, kiedy ciężko chorzy ludzie mieli problem z uzyskaniem niezbędnej pomocy.

Ludzie najczęściej dzwonią albo piszą pisma – mówi rzecznik Małgorzata Sadowy–Piątek.Jednak spora część pacjentów woli osobiście przedstawić swój problem. Dla nich pacjentów tylko jeden rzecznik w Warszawie oznacza koniec możliwości rzowiązywania ze służbą zdrowia spornych kwestii. Pisma często giną – usłyszał reporter RMF FM od jednego z pacjentów. Poza tym droga takich dokumentów wydłuża się, a czasami najistotniejszy jest właśnie czas.  

Najlepszym przykładem jest Ola, młoda kobieta, która od półtora roku miała problem z nogą. Bezskutecznie starała się o przyjęcie do szpitala na kompleksowe badania. Zrezygnowana chciała już pogodzić się z niedowładem kończyny, spróbowała jeszcze odwiedzić biuro rzecznika. W ciągu 8 dni załatwiono to, czego nie udało się jej zrobić przez kilkanaście miesięcy. Przyjęto ją do szpitala, gdzie wydano diagnozę – stwardnienie rozsiane. Gdybym czekała jeszcze trochę, usłyszałam później od lekarzy, skończyłabym na wózku inwalidzkim - mówi. Nie wierzę, że jeden urzędnik w Warszawie będzie zdolny pomóc w ten sam sposób. Trzy miesiące trwać będzie czytanie pisma, drugie tyle czekać trzeba będzie na odpowiedź, dla niektórych może być za późno. - podkreśla Ola.