Stany Zjednoczone wysyłają delegację do Pakistanu. Jak zapowiedział sekretarz stanu - Colin Powell, w ciągu najbliższych dni do Islamabadu pojedzie kilku wysokich rangą dyplomatów. Celem tej misji ma być przygotowanie ewentualnej operacji zbrojnej w Afganistanie. Bez pomocy Pakistanu jej przeprowadzenie byłoby bardzo trudne.

Przedstawiciele administracji prezydenta George'a W. Busha przypominają, że ataki terrorystyczne w Waszyngtonie i Nowym Jorku to właśnie wypowiedzenie wojny. Nie wiadomo jeszcze dokładnie, kiedy i gdzie nastąpi kontr-uderzenie Amerykanów, ale pewne jest, że nastąpi. Politycy wyraźnie przygotowują do tego obywateli. Najważniejsze główne przesłanie władz jest takie, że Stany Zjednoczone są w stanie wojny, trudnej, być może długotrwałej i prawdopodobnie wymagającej większych poświęceń niż to ostatnio bywało. Sekretarz Obrony Donald Rumsfeld oświadczył, że nie ma możliwości obrony przed atakami terrorystycznymi tylko na terenie Stanów Zjednoczonych, nie ma możliwości zapobieżenia zamachom przeprowadzanym w dowolnej chwili, dowolnym miejscu i przy użyciu dowolnego sposobu. Trzeba pójść śladem powiązań terrorystów i zaatakować ich tam gdzie przebywają. Odciąć ich zaopatrzenie, rozbić siatki powiązań, ukarać tych, którzy ich chronią.

W podobnym duchu wypowiadał się dziś także wiceprezydent Dick Chaney w pierwszym wywiadzie od czasu ataku. Podkreślił, że nie ma żadnych wątpliwości, iż za zamacham stał Osama bin Laden. Teraz Amerykanie muszą być gotowi do odpowiedzi. Wypowiedział się także sekretarz stanu Colin Powell, który jeszcze raz potwierdził pełną współpracę Pakistanu i podkreślił jak wielkie znaczenie ma dla USA deklaracja NATO powołująca się na artykuł 5 Traktatu Waszyngtońskiego. Powell poinformował, że we wtorkowej serii zamachów zginęli obywatele 40 państw. Walka z terroryzmem jest więc naprawdę sprawą całego świata. Czy Amerykanie zdają sobie sprawę ze słów prezydenta, że Stany Zjednoczone są w stanie wojny, o tym posłuchaj w relacji waszyngtońskiego korespondenta RMF Grzegorza Jasińskiego:

Kolejne samoloty, które nie będą reagowały na polecenia kontroli lotów, mają być zestrzelone. Taką decyzję podjął prezydent USA George W. Bush już kilka minut po tym, jak druga maszyna uderzyła w World Trade Center - ujawnił jego zastępca - Dick Cheney. Instrukcja, skierowana do pilotów myśliwców, które natychmiast poderwano z lotnisk na Wschodnim Wybrzeżu, zakłada trzy kroki: pierwszy to przechwycenie maszyny, drugi to próba zmuszenia pilota do zmiany kierunku lotu, a trzeci - to zestrzelenie intruza. Ta instrukcja obowiązuje nadal - dodał Cheney.

08:40