Najwyższa Izba Kontroli twierdzi, że policjanci, którzy odbierają telefony alarmowe 112, nie mogą przekierować połączeń do służb ratunkowych. To oznacza, że na pomoc trzeba dłużej czekać - donosi "Życie Warszawy". W Warszawie i pobliskich powiatach telefon obsługują policjanci, w innych regionach województwa – strażacy.

W ocenie NIK komendy powiatowe podległe stołecznej policji nie są dostatecznie przygotowane do sprawnego obsługiwania zgłoszeń kierowanych na numer alarmowy. W trakcie kontroli okazało się, że w sześciu komendach jest tylko jeden operator przejmujący zgłoszenie, a w dziewięciu komendach, gdy ktoś już dzwonił, nie był nadawany komunikat informujący o uzyskaniu połączenia i konieczności oczekiwania. Policja na razie nie ma zamiaru zwiększyć liczby operatorów, gdyż wytyczne dotyczące organizacji Centrów Powiadamiania Ratunkowego przewidują minimum jednego operatora na 150 tys. mieszkańców i to minimum jest spełniane w powiatach.

Zdaniem NIK stanowiska kierowania komend powiatowych nie miały możliwości dokonania bezpośredniego przekierowania zgłoszenia alarmowego do innych służb ratunkowych. Policja tłumaczy to względami technicznymi i zaznacza, że prowadziła na ten temat rozmowy z TP SA.

Z ustaleń kontroli wynika też, że znajomość języków obcych przez osoby obsługujące numer alarmowy była niewystarczająca. Wyjątkiem jest jednak stanowisko kierowania w warszawskim Pałacu Mostowskich, gdzie 61,7 proc. operatorów deklar znajomość języków obcych.