Wydanie Leonida Wołka władzom Białorusi jest niedopuszczalne - tak zdecydował warszawski sąd. Białoruski biznesmen jest podejrzewany przez mińską prokuraturę o popełnienie przestępstw finansowych. Wołk, który pomagał anty-łukaszenkowskiej opozycji, od początku twierdził, że tamtejsze władze szukają tylko pretekstu aby wsadzić go do więzienia.

Sąd uzasadniał swoją decyzję przede wszystkim tym, że wydanie Wołka byłoby pogwałceniem zarówno polskiej konstytucji, jak i wszelkich konwencji, które mówią, że każdy człowiek ma prawo do sprawiedliwego procesu. „W ocenie sądu zachodzi uzasadniona obawa tego, że ścigany nie miałby rzetelnego procesu w Republice Białorusi. Nie byłby traktowany w sposób godny, odpowiadający standardom europejskiej konwencji” – uzasadniał sędzia. Sąd oparł się w tym wypadku na raportach Amnesty International oraz na zeznaniach białoruskich opozycjonistów. Ci ostatni przyjechali dziś do Warszawy, by opowiedzieć jak na Białorusi sądzeni są opozycjoniści. Najczęściej powtarzaną przez nich historią, bo i najbardziej podobną do tej Wołkowej był przykład innego białoruskiego biznesmena, który ośmielił się skrytykować dyktatora. Nie zdążył jednak wyjechać z kraju. „Wymyślili różne zarzuty finansowe, sprawy finansowe i siedzi człowiek. I Wołek też by siedział, gdyby był tam wydany” - mówił jeden z Białorusinów. Według niego Wołk zostałby skazany na więzienie nie za malwersacje finansowe, a za to, że w 1994 roku odmówił sponsorowania kampanii prezydenckiej Łukaszenki. Wyrok nie jest prawomocny, na razie jednak prokurator nie zapowiada apelacji.

17:30