26-letnia kobieta i jej roczny synek zginęli, a jej mąż został ciężko poparzony w pożarze, który w nocy wybuchł w Białymstoku.

Rodzina zamieszkiwała stary drewniany dom jednorodzinny z użytkowym poddaszem. Wszyscy spali właśnie na poddaszu. Z pierwszych ustaleń strażaków wynika, że źródło ognia mogło znajdować się na korytarzu na parterze domu, a ogień przeniósł się na górę klatką schodową, która też została spalona. Spaliło się także całe poddasze. Jak poinformował st. kpt. Anatol Białokozowicz z Wojewódzkiego Stanowiska Koordynacji Ratownictwa Państwowej Straży Pożarnej w Białymstoku, matka i dziecko zginęli na doszczętnie spalonym poddaszu. "Ich ciała znaleziono obok siebie, metr od okna na poddaszu, w szczycie budynku. Może to oznaczać, że kobieta próbowała wyjść, dostać się do okna. Jej mąż zdołał wyjść na zewnątrz" - mówi Białokozowicz. Mężczyzna doznał rozległych poparzeń II i III stopnia na około 90 proc. powierzchni ciała. Trafił do szpitala na oddział intensywnej terapii. Lekarze potwierdzają jedynie, że żyje, ale odmawiają jakichkolwiek informacji o jego stanie zdrowia. Przyczyny pożaru i jego okoliczności bada specjalna komisja.

Foto RMF FM

11:15