Stolica Niemiec coraz mniej wystaje z dziury budżetowej, która szacowana jest na niemal 70 miliardów euro. Wszystkiemu winne są urzędnicze błędy w trakcie planowania inwestycji.

By odciążyć miasto z licznych wydatków, sprywatyzowano między innymi miejską sygnalizację uliczną. Teraz zabrano się za sprzedaż nierentownych obiektów publicznych.

Przyglądając się problemom Berlina nasuwa się tylko jeden wniosek. Niemiecka precyzja i porządek przechodzą do historii. Administracja nie działa tu sprawnie, nikt nie miał kontroli nad tym, co dzieje się w mieście, a tutejsze banki dawały kredyty nie myśląc o konsekwencjach - mówi przedstawicielka komisji, która zajmuje się sprzedażą zadłużonych obiektów.

Miasto tonie w długach – pod młotek poszła już największa hala sportowa z basenem. Teraz do sprzedaży przeznaczono halę widowiskową. Jak dużo pieniędzy straciliśmy, dowiemy się po podpisaniu umowy z nowym właścicielem. Wtedy będziemy wiedzieli, ile budynek jest wart, a ile kosztowała jego budowa - uważa jeden z miejskich prawników.

Choćby Berlin sprzedał wszystkie obiekty publiczne i tak nie ma szansy na wyjście z długów. To przede wszystkim odsetki w ekspresowym tempie powiększają deficyt.