Alfred Sirven główny oskarżony w aferze malwersacji finansowych i łapówek wręczanych politykom przez koncern naftowy Elf zamiast do Paryża trafił do Frankfurtu nad Menem.

Wszystko z powodu lekkomyślności policjantów francuskich. To oni bowiem po schwytaniu oskarżonego na Filipinach wsadzili go do samolotu, który leciał do Frankfurtu zamiast poczekać na bezpośredni lot do Paryża. A było skądinąd wiadomo, że na Sirvena ostrzy sobie zęby także niemiecki wymiar sprawiedliwości. W Niemczech został on natychmiast aresztowany. Jest on bowiem zamieszany w aferę nielegalnego finansowania jednej z kampanii wyborczych byłego kancelarza Helmuta Kohla. Problem polega na tym, że we francuskiej stolicy trwa w tej chwili proces, w którym Sirven sądzony jest zaocznie i paryska prokuratura z niecierpliwością czekała na jego zeznania. Niemcy sugerują, że Sirven zostanie wysłany do Francji w przyszłym tygodniu, ale czy tak naprawdę się stanie, tego do końca nikt nie może zagwarantować.

Alfred Sirven były szef służb specjalnych koncernu Elf był poszukiwany przez Interpol w 177 krajach. Zdaniem większości francuskich komentatorów schwytanie Sirvena nie jest na rękę wielu znanym politykom zarówno we Francji, jak i w innych krajach. "Wiem tyle o różnych politykach, że jakbym to wszystko ujawnił to Republika Francuska wyleciałaby w powietrze dwadzieścia razy" - groził już od dłuższego czasu Sirven, który ukrywał się pod fałszywym nazwiskiem na Filipinach. Według paryskich sędziów śledczych przez jego ręce przeszły łapówki o łącznej wysokości aż 600 milionów dolarów, którymi koncern naftowy Elf przekupił wielu polityków w Europie i w Afryce.

Foto EPA

00:10