Mężczyzna z bronią został aresztowany po strzelaninie pod Białym Domem, w pobliżu wejścia po południowo-zachodniej stronie, przy 17 ulicy. Incydent wydarzył się wczoraj około godz. 11.30 (17.30 czasu polskiego).

Agenci zauważyli pod bramą osobnika wymachującego bronią, podeszli do niego i próbowali go nakłonić, aby się poddał. Jednak mężczyzna zamiast się poddać zwrócił broń na siebie i powiedział, że zamierza popełnić samobójstwo. Jeden z agentów oddał wtedy strzał w jego kierunku, raniąc go w nogę. Secret Service podaje, że zatrzymany osobnik jest biały i ma 47 lat, chociaż według pierwszych relacji miał być "bardzo młody". Odwieziono go do szpitala. Według późniejszych relacji, jest ranny także w tułów. Świadkowie mówią, że słychać było dwa albo trzy strzały. Potwierdzałoby to relacje, że mężczyzna zaczął strzelać przez płot dzielący go od Białego Domu, zanim agenci go otoczyli. Wszystkie fakty wskazują jednak na to, że nie była to próba ataku terrorystycznego, ani zamach na prezydenta. Napastnik zostawił bowiem pożegnalny list. Pochodzący z Indiany Robert Picket pracował w Izbie Skarbowej skąd go wyrzucono. W liście, który znaleziono datowanym 2 lutego obarcza odpowiedzialnością za to co się z nim stanie swego pracodawcę. Spór z urzędem miał być bezpośrednią przyczyną jego problemów emocjonalnych. Po decyzji sądu stanu Ohio, który odrzucił jego pozew przeciwko Izbie Skarbowej Picket uznał się za ofiarę skorumpowanego rządu. Napisał m.in., że woli skończyć z życiem niż być dalej obiektem szykan. Picket został wyrzucony z pracy w latach 80. Leczył się potem psychiatrycznie. Sąsiedzi wspominają go jednak jako spokojnego, samotnego, uczynnego mężczyznę, mimo, że jak się wydaję wczorajsza strzelanina miała podtekst czysto prywatny, przez media przetacza się teraz dyskusja o bezpieczeństwie Białego Domu. Mówiono ostatnio o możliwości otwarcia dla ruchu samochodów odcinka Pensylvania Avenaue, przylegającego do siedziby prezydenta - zamknięto go po zamachu w Oklahoma City. Wydaje się, że sprawa się teraz oddali a korki w centrum stolicy USA pozostaną.

Prezydent nie był zagrożony

W tym czasie i owszem prezydent był w Białym Domu, ale jak podkreślał jego rzecznik, nie był w żadnym niebezpieczeństwie. Telewizja pokazała helikoptery krążące nad Białym Domem i patrole policji z bronią, przeszukujące ogród w rezydencji prezydenta. Pokazano także wideo rejestrujące moment zatrzymania uzbrojonego osobnika, którego jednak na nim nie widać.

Jak zginąć to przed Białym Domem?

W ostatnich latach doszło do kilku podobnych incydentów pod Białym Domem. W 1994 roku mały jednosilnikowy samolot rozbił się w ogrodzie, kilkadziesiąt metrów przed rezydencją prezydenta. Uznano to za atak samobójczy - pilot zginął na miejscu. W rok później mężczyzna - jak się okazało, chory umysłowo - oddał kilka strzałów w kierunku Białego Domu, z których jeden trafił w okno w północnej fasadzie budynku. Po tym ostatnim wydarzeniu, w obawie przed zamachami terrorystycznymi, zamknięto dla ruchu aleję Pensylvania Avenue, biegnącą wzdłuż północnej ściany Białego Domu.

Foto EPA

07:20