"Burza nad Niemcami" - to jeden z tytułów z pierwszych stron dzisiejszych gazet naszych zachodnich sąsiadów. Chodzi o ciągnącą się od wielu tygodni aferę korupcyjną w CDU - która wczoraj sięgnęła zenitu, gdy były Kanclerz Helmuth Kohl przyznał się do przyjmowania nielegalnych darowizn na cele partyjne.

Większość komentatorów nie ogranicza się jednak do krytyki Kohla i jego partyjnych kolegów. "Nigdy nie unikniemy takich skandali, dopóki nasz system polityczny będzie wręcz zachęcał przedsiębiorców do mieszania się w politykę" - twierdzi Berliner Zeitung.

Zgodnie z prawem o partiach politycznych - ugrupowania mogą czerpać środki na swoją działalność z prywatnych dotacji. Jednak w imię równych szans wszystkie darowizny muszą być jawne, a w dodatku nie mogą przekroczyć ustalonej kwoty.

Kto potrzebuje więcej - ma dwa wyjścia: albo szukać innych źródeł finansowania, albo nie wszystkie darowizny ujawnić. Tak postąpił właśnie Kanclerz Kohl i jego partia.

"Każdy kij ma dwa końce" - zauważa "Tagesspiegel". Afera w CDU to kompromitacja dla wielu polityków. Ale dla całej partii oznaczać może oczyszczenie. Specjalna komisja parlamentarna raz na zawsze wyjaśni wszystkie zarzuty pod adresem chadeków, o których do tej pory szeptano w kuluarach.

Inni obserwatorzy podkreślają, że cała afera wyszła na światło dzienne w najlepszym dla CDU momencie. Przeciwnicy chadeków - koalicja SPD-Zieloni - przeżywa kryzys. Wielu odbierze więc zarzuty wobec ekipy Kohla za rozpaczliwą próbę ratowania własnej skóry.

Wiadomości RMF FM