Wyjaśniła się sprawa tajemniczych ciąż, w jakie od pewnego czasu zachodziły jałówki pasące się na pastwisku w szwajcarskiej Gryzonii.

Głównym winowajcą jest roztargniony weterynarz z Zurychu, a sprawcą zamieszania - niepełnowartościowy byk. Właściciele zapłodnionych krów domagać się będą od weterynarza blisko 50 tysięcy dolarów odszkodowania.

Rolnicy długo nie mogli ustalić, jak to się dzieje, że krówki zachodzą w ciążę, mimo że teoretycznie nie ma do nich dostępu żaden byk. Ciąże były w dodatku bardzo częste. W pasącym się na górskiej łące, liczącym 300 sztuk stadzie ocieliły się aż 54 jałówki. Co gorsza potomstwo było tak cherlawe, że trzeba je było natychmiast usypiać. Cóż tu się dziwić – krowy były zbyt młode, by powić pełnowartosciowe cielęta.

Wkrótce okazało się, że tatuś także nie był w pełni swych rozrodczych sił. Sprawca tych niechcianych ciąży został złapany "na gorącym uczynku". Był to "spartaczony" przez weterynarza młody wół. Zwierzęcy medyk niedokładnie wykastrował swego pacjenta zostawiając mu jedno jądro. Pół-byk lub, jak kto woli, pół-wół nie przegapił takiej okazji i z jednym jądrem zdobył ponad 50 jałówek. Rolnicy domagają się teraz, aby nieuważny weterynarz zapłacił za brewerie swojego "byczego" pacjenta proporcjonalnie do wyrządzonych przez niego szkód.

Posłuchaj relacji korespondenta radia RMF FM z Genewy, Tomasza Surdela:

07:00