Około 600 kibiców Łódzkiego Klubu Sportowego rozgoryczonych i zawiedzionych opuszczało miejską sesję. Radni nawet nie zajęli się kwestią powołania nowej spółki w zastępstwie zadłużonego klubu.

Zażądali natomiast ujawnienia inwestora, który jest zainteresowany drużyną. To, według radnego Witolda Skrzydlewskiego, jest niemożliwe. Podanie do publicznej wiadomości informacji kto, chce wyłożyć pieniądze na ŁKS, byłoby jednoznaczne z wycofaniem się inwestora. Kibice prosili, żeby miejscy rajcy zajęli się sprawą, ale radni byli głusi na argumenty sympatyków drużyny.

Pobyt fanów ŁKS-u na balkonie sali obrad zakończył się okrzykami: „rozliczymy was przy wyborach” i „czego się boicie”? W takim tonie wypowiadał się też Karol Rimler ze Stowarzyszenia Kibiców Łódzkiego Klubu Sportowego. Zapowiedział, że radni nie mogą liczyć na ciepłe przyjęcie, kiedy pojawią się na trybunie VIP, czy z ulotkami wyborczymi. Tłumaczył, że nawet powołanie nowej spółki, bez dofinansowania miasta, byłoby dobrą decyzją. Wtedy drużyna mogłaby grać w rundzie wiosennej. Na koniec jeszcze kibice odśpiewali: „ŁKS nigdy nie zginie”.

Radni mają wrócić do sprawy w poniedziałek na nadzwyczajnej sesji.

Kiedy fani ŁKS-u wchodzili do magistratu, przez chwilę zrobiło się gorąco, bo w tym samym czasie zjawili się kibice Widzewa. Jednak policja, która eskortowała kibiców, nie dopuściła do siebie sympatyków obu drużyn, odgradzając ich kordonem.