Coraz bardziej napięta sytuacja w Szpitalu Wojewódzkim w Krośnie na Podkarpaciu. Dyrektor szpitala będzie się odwoływał od decyzji wojewody, który nie zgodził się na wygaszenie na trzy miesiące kilku oddziałów szpitala. Możliwość zawarcia porozumienia z lekarzami jest bliska zeru.

Nie będziemy z tym człowiekiem zawierali żadnego porozumienia, bo wielokrotnie łamał zawarte z nami umowy. Jest dla nas niewiarygodny – mówi dr Paweł Wołejsza, przewodniczący Związku Zawodowego Lekarzy w Krośnie. Dyrektor wprowadził terror, niektórzy koledzy mówią, że atmosfera w pracy jest taka jak w obozie koncentracyjnym. Próbowaliśmy rozmawiać, wykazywaliśmy dobrą wolę, ale kolejne ugody, porozumienia nie były przez dyrektora dotrzymywane – dodaje Wołejsza.

Zdaniem lekarzy dyrektor pauperyzuje szpital, nie pozwala się rozwijać i ogranicza inwestycje w nowoczesny sprzęt, który miałby zmniejszyć inwazyjność operacji. Łamane są tez prawa lekarzy do szkoleń. Ustawowo powinno być to 14 dni w roku. Dyrektor ograniczył to do 8.

Czy normalny jest człowiek, który chce zamykać oddziały w dobrze funkcjonującym szpitalu? - pyta Wołejsza. Co zrobi z pacjentami? Codziennie zgłasza się średnio 30 pacjentów wymagających natychmiastowej hospitalizacji. W poradniach specjalistycznych w ciągu dwóch miesięcy przyjęto 47 tysięcy pacjentów. Albo dyrektor, albo my! Tak stawiają sprawę lekarze.

Sytuacja jest tym bardziej napięta, że lekarzom kończy się okres wypowiedzeń. Od 1 grudnia w szpitalu może nie mieć kto leczyć pacjentów.

Konfliktem zaniepokojeni są pacjenci. To w promieniu 30 kilometrów jedyny szpital. To będzie dla nas tragedia podkreślają mieszkańcy Krosna. Nie możemy sobie tego wyobrazić. Ludzie na poziomie powinni się dogadać. Nikt nie myśli o nas? – pytają ludzie z którymi rozmawiałem przed szpitalem.

Dyrektor placówki zażądał, by do poniedziałku wszyscy lekarze zadeklarowali, czy chcą tam nadal pracować - na kontraktach lub jako wolontariusze. Jego konferencja prasowa zamieniła się w pikietę mieszkańców Krosna: