Dwanaście dni debatowali, niewiele ustalili i rozjechali się do swoich prawie 200 krajów na całym świecie. Konferencja klimatyczna ONZ przeszła do historii, ale nie trafiła raczej na najwspanialsze jej karty. Jej główne efekty są dwa - fundusz adaptacyjny i mapa drogowa.

Fundusz adaptacyjny ma wyrównywać szanse rozwoju przy jednoczesnym poszanowaniu środowiska. Kraje bogatsze składają się na inwestycje ekologiczne w krajach rozwijających się.

Dyskusja toczyła się do późna w nocy. COP14 zakończył się o 3 nad ranem w noc z piątku na sobotę. Zapisy dotyczące funduszu adaptacyjnego udało się przyjąć. Ci, którzy się składają, byli zadowoleni. Ci, którzy z pieniędzy będa korzystać, pozostali z uwagami, bo ich zdaniem nie ustalono na co dokładnie będzie można przeznaczać pieniądze z tego funduszu. Nie przeszkodziło to Polakom ogłosić, że jest sukces na poznańskim COP14.

Więcej szczegółów zawiera mapa drogowa, ale jest to lista zadań do wykonania przez kraje w ciągu najbliższego roku. Jesli wszystko z tej listy zostanie spełnione za rok w Kopenhadze będzie można uaktualnic zapisy protokołu z Kioto oraz określić dokładne liczby - o ile który kraj będzie ograniczał emisje gazów cieplarnianych do 2020 i 2050 roku.

Mogło być jednak jeszcze gorzej, bo od początku konferencji jej uczestnicy obawiali się czy zmiana władzy w Stanach Zjednoczonych nie wpłynie na to, że USA nie będą zainteresowane rozmowami o ograniczaniu emisji gazów cieplarnianych. Nałożył się na to kryzys i głośne głosy, że mniej dwutlenku węgla emitowanego w powietrze musi wiązać się z ograniczeniami gospodarki.

Jeszcze w piątek wieczorem pierwsi delegaci zaczęli się rozjeżdzać. Na weekend zostali nieliczni. Zaczęło się sprzątanie terenów targowych, na parkingach wokół targów znów mogą stawać mieszkańcy. Tak naprawdę jednak nie widać uczucia ulgi, że skończył się szczyt.