Blisko dwustu żandarmów w pełnym uzbrojeniu i specjalistów od ładunków wybuchowych wtargnęło do siedziby sekty Mandarom na południowym wschodzie Francji. Zgodnie z wyrokiem sądu, wysadzona ma tam zostać w powietrze 33-metrowa statua nieżyjącego już założyciela sekty. Zadanie nie jest jednak łatwe.

Tłum żandarmów z karabinami i w kamizelkach kuloodpornych wtargnął na teren sekty przecinając ogradzającą go siatkę. Jednakże zaskoczeni adepci Mandaromu stawili dużo słabszy opór niż się tego spodziewano. Tylko jeden z nich na znak protestu przykuł się łańcuchami do gigantycznego posągu, który ma zostać zniszczony bo został wzniesiony bez odpowiednich pozwoleń administracyjnych. Okazało się jednak, że jest inny kłopot. Kiczowata statua, która spędza sen z powiek przestraszonym okolicznym mieszkańcom waży bowiem aż 1000 ton, czyli dużo więcej niż szacowali to specjaliści. Mandarom uważany jest za jedną z najgroźniejszych sekt w całej Francji. Nieżyjący już guru sekty nazywany był przez adeptów Mesjaszem Kosmoplanetarnym.

05:55