Na 25 lat więzienia skazał łódzki sąd okręgowy 35-letniego Roberta S. oskarżonego o zabójstwo przyjaciółki, której ciało ukrył w szafie. Kobieta zginęła, bo chciała zerwać znajomość z mężczyzną.

Był to drugi proces w tej sprawie. Podczas pierwszego - wiosną ubiegłego roku - S. został skazany na 12 lat więzienia. Wyrok został uchylony we wrześniu zeszłego roku Sąd Apelacyjny w Łodzi.

Uzasadniając dzisiejszy wyrok, sąd uznał m.in., iż "zaciskając dłonie i palce na szyi kobiety", mężczyzna miał czas, aby się zastanowić, co robi. Jego agresja wobec ofiary trwała nie sekundy, ale odpowiednio dłużej. Według sądu, kara jest adekwatna do czynu. Wyrok nie jest prawomocny.

Do zabójstwa doszło w marcu 2008 roku w jednym z hoteli w Łodzi. Zwłoki 36-letniej kobiety ukryte w szafie znalazła sprzątaczka. Policjanci ustalili, że zamordowana to łodzianka, której zaginięcie zgłosiła dzień wcześniej rodzina. Jak się okazało, kobieta miała przyjaciela - Roberta S. - z którym wielokrotnie spotykała się w hotelu w Łodzi. Na jego nazwisko wynajęty był pokój.

Jak ustalono, feralnej nocy pomiędzy kochankami doszło do kłótni. Kobieta chciała zakończyć znajomość i odzyskać około 2 tys. zł, które pożyczyła mężczyźnie. To podczas tej kłótni Robert S. udusił przyjaciółkę. Potem uciekł samochodem należącym do ofiary. Ukradł także jej karty kredytowe.

Według śledczych, ukrywając zwłoki kobiety w szafie i zabierając klucz od pokoju, chciał opóźnić ujawnienie zbrodni i zyskać na czasie. Szybko jednak ustalono, że samochód ofiary został porzucony w Toruniu, a łodzianin, planując ucieczkę z kraju, pojechał do Gdańska. Tam został zatrzymany przez funkcjonariuszy Morskiego Oddziału Straży Granicznej, gdy próbował opuścić Polskę na pokładzie promu płynącego do Szwecji.