Wacław K. nie popełnił "zabójstwa sądowego" - uznał w poniedziałek Wojskowy Sąd Okręgowy w Poznaniu. Tak zakończyła się pierwsza tego typu sprawa w powojennej Polsce.

76-letni Wacław K. był oskarżony o to, że jako oficer śledczy Prokuratury Wojskowej w Gdańsku podżegał skład sędziowski do wydania wyroku śmierci na 17-letniej Wandzie Siedzikównie, sanitariuszce z oddziału majora Łupaszki. Sąd postanowił uniewinnić Wacława K., bo nie znalazł przekonywujących dowodów świadczących o jego winie. Przyjął więc tłumaczenie oskarżonego, który twierdził, że o całej sprawie nic nie wiedział i tylko jako dyżurny prokurator wygłosił jednozdaniową mowę końcową i to na rozkaz swego przełożonego: "Ja byłem w prokuraturze zostawiony na dyrzurze. Ściagnięto mnie po to, żebym wypowiedział dwa ostatnie słowa. Ja to przeżyłem, ja to odchorowałem i odchoruję".

Prokurator Lech Wysocki zapowiedział, że będzie się odwoływał, lecz najpierw musi się zapoznać ze szczegółowym uzasadnieniem wyroku. "Jest to niejako historyczna sprawa, która nie została opisana nawet w literaturze, toczy się przecież proces o tzw. zabójstwo sądowe" - mówił Wysocki. Jeśli dojdzie do apelacji, będzie ją rozpatrywał Wojskowy Sąd Najwyższy. Posłuchaj relacji reporterki radia RMF FM, Katarzyny Maćkowskiej:

07:55