Do 400 wzrosła liczba ofiar zamieszek etnicznych na indonezyjskiej wyspie Borneo. Uzbrojone w maczety i dzidy bandy Dayaków, dawnych łowców głów, atakują przybyszów z innych części kraju.

Do prowincji Centralny Kalimantan, areny ponad tygodniowych starć skierowano dodatkowe oddziały policji i wojska. Jednak do tej pory nie udało się opanować sytuacji. Zamieszki, a ściślej pogromy urządzane przez przedstawicieli tubylczego plemienia Dayaków na ludności napływowej, spowodowały paniczną ucieczkę mieszkańców wyspy. Dziś rano okręty marynarki indonezyjskiej ewakuowały około 2,5 tys. uchodźców. Na wyjazd z wyspy czeka dalsze 10 tys. ludzi. Są to głównie mieszkańcy Madury, małej wyspy sąsiadującej z Jawą, głównym ośrodkiem życia politycznego Indonezji.

Zachęcani do przsiedleń...

W okresie minionych 40 lat w ramach szeroko zakrojonego planu transmigracji władze indonezyjskie przesiedlały ludzi z rejonów gęsto zaludnionych na słabo zamieszkałe obszary odległych wysp. Niezadowolenie ludności miejscowej z napływu imigrantów przerodziło się ostatnio w krwawe incydenty. W okresie kilku minionych lat w czasie starć etnicznych na Kalimantanie zginęło kilkaset osób. Obecnie górą są Dayakowie, którzy nie przebierają w środkach. Napadają w na wioski z maczetami i dzidami, po czym puszczają domy z ogniem. Przywódca Dayaków Christopel Hutte powiedział, że jego ludzie zabili ponad 1000 osadników z Madury. Zapowiedział dalsze pogromy dopóki imigranci nie wyjadą z centralnej części Kalimantanu.

12:15