Nawet 400 osób mogło stracić życie w największej katastrofie kolejowej w dziejach Egiptu. Choć do wypadku doszło kilkanaście godzin temu, ekipy ratowników i strażaków ciągle przeszukują wypalone wagony i kilka kilometrów trasy, w poszukiwaniu ofiar. Do tej pory znaleziono 373 ciała, większość z nich jest tak mocno spalona, że uniemożliwia to ich identyfikację. Prawdopodobnie jednak wszystkie ofiary pożaru to Egipcjanie.

Do tragedii doszło w miejscowości Al Ayatt, około 80 kilometrów na południe od Kairu. Pęd pociągu błyskawicznie przeniósł płomienie na cały skład, zamieniając go w kulę ognia. Ogień błyskawicznie strawił jedenaście wagonów osobowych jadącego pociągu. Płonący pociąg jechał jeszcze przez osiem kilometrów, zanim maszynista zorientował się w sytuacji i zahamował skład. Zdesperowani pasażerowie skakali przez okna, uciekając przed żywiołem.

Wstępne śledztwo wykluczyło awarię lub błąd obsługi pociągu. Do tragedii doszło, ponieważ eksplodowała kuchenka turystyczna, na której podróżni przygotowywali sobie posiłki. Pociąg był przepełniony - zamiast 150 pasażerów, w każdym z wagonów podróżowało co najmniej po 300 osób. Mieszkańcy Kairu tłumnie wyjeżdżają z miasta przed rozpoczynającym się w piątek i trwającym cztery dni świętem islamskim Eid al-Adha.

Trwa ustalanie tożsamości ofiar. Egipskie władze sądzą, że nie ma wśrod nich turystów z Zachodu. Trasa, na której doszło do wypadku leży na szlaku największych atrakcji turystycznych Egiptu. Feralny pociąg był zwykłym składem osobowym. Na ogół cudzoziemcy ze względów bezpieczeństwa i dla wygody podróżują droższymi pociągami z klimatyzacją i miejscówkami. Niemal każdego roku w Egipcie dochodzi do katastrof kolejowych, jednak ta była największą tragedią w historii tego kraju.

rys. RMF

20:00