W czwartek doszło do eksplozji na amerykańskim niszczycielu "Cole Arleigh Burke" stacjonującym w porcie Aden w Jemenie. Zginęło co najmniej 4 marynarzy, blisko 40 zostało rannych, a kilkunastu wciąż uważa się za zaginionych.

Jak przypuszcza Pentagon i przedstawiciele amerykańskiej marynarki wojennej, prawodopodobnie był to zamach terrorystyczny. Wybuch nastapił w chwili, gdy okręt amerykańskiej marynarki wojennej zderzył się z gumową tratwą, naładowaną materiałami wybuchowymi. Okręt i nabrzeże portowe zostały poważnie uszkodzone. Według amerykańskiego Departamentu Stanu, nie był to wypadek. Wszystko wskazuje, że był to atak zamachowców-samobójców. Nie podano jednak więcej szczegółów i jak dotąd nikt nie przyznał się do przeprowadzenia zamachu.

Amerykańska sekretarz stanu Madaleine Albright podkreśliła, że Stany Zjednoczone zrobią wszystko by wyjaśnić okoliczności tragedii. "Jeśli potwierdzi się, że był to zamach terrorystyczny, zrobimy wszystko, by ci, którzy tego dokonali, ponieśli odpowiedzialność. Podejmiemy w tym celu odpowiednie kroki" – mówiła Albright. Do Adenu udała się grupa ekspertów FBI, by prowadzić śledztwo w sprawie wybuchu.

rys. RMF

00:00