Stało się. Średnia cena bezołowiowej 95 i diesla w całym kraju przekroczyła 6 złotych za litr. „Ceny nie spadną dopóki na światowe rynki nie trafi więcej ropy” – mówi w RMF FM z pełnym przekonaniem analityk rynku paliw dr Jakub Bogucki z e-petrol.pl. Od tego tygodnia do swoich baków wlewamy już zimową mieszankę paliw.

Ten moment oczekiwany był już od jakiegoś czasu, ale stacje paliw i koncerny paliwowe robiły co mogły, by utrzymać widniejące na pylonach ceny na dopuszczalnym psychologicznie poziomie. Dlatego na wielu stacjach benzynowych w ostatnich dniach można było zaobserwować utrzymującą się cenę 5,99 zł za litr podstawowej benzyny czy diesla. Jedynie nieliczne pozwalały sobie na sprzedawanie produktów ropopochodnych po rzeczywistych cenach, w przedziale 6,05 - 6,20 zł.

Sztuczne utrzymywanie cen na określonym poziomie już powoli się kończy, bo i Polacy z wolna, przyzwyczajają się do grożących zawałem wizyt przy dystrybutorze.

Średnia cena za litr podstawowego paliwa w całym kraju przebiła już barierę 6 złotych.

Dziś za bezołowiową benzynę Pb95 trzeba zapłacić średnio 6,01 zł, o grosz więcej za olej napędowy - 6,02 zł.. Gaz LPG średnio kosztuje rekordowe 3,34 zł - donosi w swoim cotygodniowym zestawieniu portal e-petrol.pl

Cytat

Jeśli nie zmieni się nam sytuacja, to w najbliższych dwóch, trzech tygodniach już na wszystkich stacjach w Polsce nie będzie można kupić paliw poniżej sześciu złotych za litr.
mówi w RMF FM analityk rynku paliw dr Jakub Bogucki.

Ratunkiem mógłby być lockdown

Co w dłuższej perspektywie czeka nas na rynku paliw? Pytamy doktora Boguckiego czy jest szansa, że będzie taniej?  

Musimy pamiętać, że to wszystko co się w tej chwili dzieje, wynika z globalnej sytuacji, związanej z odbudowywaniem się popytu na paliwa po okresie pandemii czy lockdownu. Jeżeli do takich lockdown’ów doszłoby po raz kolejny, czy to w Europie, czy w Chinach, czy w Stanach Zjednoczonych - to na pewno mogłoby spowolnić popyt na produkty ropopochodne i wpłynąć korygująco na ceny. Natomiast na razie na to się nie zanosi.  Wydaje się więc, że ta tendencja, może nie ciągłej zwyżki, ale utrzymywania się tych wysokich cen, które już w tej chwili mamy, będzie wyraźna - dopóki nie zobaczymy większych ilości ropy trafiających na rynki światowe, chociażby z krajów OPEC+. A ta produkcja będzie stopniowo zwiększana do wiosny przyszłego roku.

Owszem, wydobycie ma być stopniowo zwiększane. Z naciskiem na słowo stopniowo, bo krajom, które posiadają wiele złóż ropy oraz jej producentom nie opłaca się dostosowywać szybko do rynku - wtedy cena by spadła.

Z jednej strony mamy więc na horyzoncie szanse na zwiększenie wydobycia, ale z drugiej strony rośnie też ruch lotniczy, a to może mieć też wpływy na ceny na naszych stacjach paliw. Rosnąca liczba połączeń lotniczych zwiększa zapotrzebowanie na paliwa - mówi analityk rynku paliwowego.

Dodatkowym czynnikiem, który może jeszcze spowodować zwyżki na rynku paliw są biokomponenty stosowane w produkcji. To czynnik pośrednio znaczący dla kształtowania się cen paliw, bo biokomponenty stanowią niewielką częścią składową paliw europejskich. Jednak ceny biokomponentów rosną bardzo znacząco w ostatnich miesiącach, więc nie jest to bez znaczenia dla kształtowania się cen paliw na rynku polskim.

O optymizm więc ciężko, choć detaliczni sprzedawcy nadal będą próbowali utrzymywać ceny na względnie niskim poziomie, działając na niskich marżach. Jak jednak ostatnio informowało RMF FMrząd zamierza zawrzeć w tzw. tarczy inflacyjnej rozwiązania ograniczające zyski ze sprzedaży paliw - ograniczone mają być marże sprzedawców detalicznych oraz rafinerii.

Ja nie bardzo wiem, jak miałoby wyglądać to stabilizowanie marż na rynku paliwowym - przyznaje dr Jakub Bogucki.

Tak naprawdę nie wiemy jeszcze o co może chodzić, dopiero rzucono temat w eter. Jeśli chodzi o procedurę na wzór węgierski, czyli ustalenia konkretnych poziomów, których nie można przekraczać - jest to w jakiś sposób łatwe do weryfikacji i pewnie przez jakiś czas stacje paliw dadzą radę tak funkcjonować. Ale jak długo? Nie wiem. Bo może się okazać, że w którymś momencie docieramy do granicy nieopłacalności. Bo warto pamiętać, że te mityczne marże, zwłaszcza w przypadku operatorów detalicznych, wcale nie są tak duże, istotne. Wręcz przeciwnie. W okresie, kiedy te paliwa tak dynamicznie drożeją, to oni funkcjonują na bardzo niskich marżach. Muszą podnosić ceny, a jednocześnie nie mają specjalnie pola do zarobku. Wiedzą, że jeśli podniosą te ceny trochę mocniej, to klienci trafią do konkurencji, gdzie będą mogli kupić paliwo o kilka groszy taniej - tłumaczy.

Nie wiemy jak te rozwiązania miałyby wyglądać, ale obawiam się, że może to być projekt trudny do realizacji - dodaje analityk rynku paliw.

Zimowa mieszanka

Pewnie mało kto wie lub zauważył, ale od wczoraj, tj. 16 listopada, do baku wlewamy już tak zwane paliwo zimowe.

Zgodnie z rozporządzeniem ministra gospodarki w sprawie wymagań jakościowych dla paliw ciekłych, w tym terminie działające w kraju stacje paliw mają obowiązek sprzedawania oleju napędowego i benzyny o zmienionych właściwościach.

Wynika to po prostu z warunków atmosferycznych - mówi w RMF FM doktor Jakub Bogucki. Dostajemy paliwo o nieco innych parametrach fizykochemicznych. Związane jest to z tym, że auta, które normalnie funkcjonowałyby w warunkach ciepłych czy pogody letnio-jesiennej, mogłyby mieć problem, na przykład z rozruchem, w okresie chłodniejszym, zimnym, jak to ma miejsce w przypadku oleju napędowego. To żadna nowość, ani zaskoczenie dla kierowców. Zresztą kierowcy tego nie odczuwają, bo to obowiązek realizowany przez stację, dwa razy w roku przechodzi się na paliwo letnie i zimowe.

Opracowanie: