Jak przechytrzyć fiskusa?

Głowią się nad tym, co roku co sprytniejsi podatnicy, wczytują się bardzo uważnie w przepisy podatkowe, kombinują i odnoszą sukcesy. Co roku udaje się znaleźć lukę w tych przepisach. Pamiętamy o ulgach za darowizny i stypendia, a także o ulgach za prywatne renty. W tym roku, podatkowym przebojem sezonu ma szanse stać się "Ulga na książki". O tej uldze, wtajemniczeni wiedzieli od dawna - dziś zrobiło się o niej głośno, bo napisała o niej "Gazeta Wyborcza"

Kup - przeczytaj - i sprzedaj. A pieniądze odlicz od podatku. Jak dowiedziała się "Gazeta Wyborcza", te używane, kupione nawet od znajomych, można odliczyć od podatku i zaoszczędzić kilkaset złotych. Wszystko odbywa się całkowicie legalnie.

Co sprytniejsi podatnicy odliczają wydatki na książki na podstawie dowodu zakupu, a nie faktury VAT. Tak więc podatnik kupuje książkę, czyta i sprzedaje koledze - ten robi to samo: czyta - sprzedaje kolejnemu znajomemu i tak dalej. Według "Gazety", jedna książka daje prawo do odliczeń wielu osobom. Co więcej, w ślad za umowami sprzedaży używanych książek nie musi iść wydatek pieniędzy: umowy często dokumentują fikcyjne transakcje. A cały ten szwindel niezwykle trudno udowodnić. Ile można na tym zarobić? Sporo, bo od podatku można odliczyć 19 procent wydatków na pomoce naukowe, ale nie więcej niż 285 złotych.

Ile państwo może na tym stracić? Nie wiadomo. Co ciekawe, Resort Finansów nie zdaje sobie chyba sprawy z możliwości nadużywania tego typu ulgi - dodaje "Wyborcza".

Obraz Dnia RMF FM 12:45